G3 w końcu zawitało do Polski. Fanom gitarowych brzmień nie muszę opisywać, czym jest ten cykl koncertowy. Uczta dla maniaków sześciu strun. Wszystko dzięki agencji Go-Ahead oraz gościnności hali Torwaru.
Pomysłodawcą G3 jest gitarzysta i kompozytor Joe Satriani. W ramach G3 gitarzysta od 1996 roku grał z takimi sławami, jak Steve Vai, Steve Lukather, czy Robert Fripp. W tym roku Joe Satriani przyleciał do Warszawy z Uli Jonem Rothem i Johnem Petruccim. Koncert odbył się 19 maca 2018 roku i rozpoczął występem byłego gitarzysty Scorpions, ale nie zdążyłem go posłuchać. Czytelnicy TopGuitar mogą mnie zabić, ale to wszystko przez korki w stolicy. Na szczęście zdążyłem na koncert Petrucciego, gitarzysty Dream Theater. Amerykanin przedstawił uczestnikom koncertu nowe utwory oraz kawałki z jego solowej płyty „Suspended Animation” wydanej w 2005 roku. Po Petruccim wystąpił inicjator G3, Satriani. Wirtuoz zaprezentował słuchaczom miks swoich przebojów oraz kilka kompozycji z ostatniej płyty „What Happens Next”. I to był niewątpliwie najlepszy występ. Po solowych częściach nastąpił pokaz gitarowych umiejętności trzech muzyków. Panowie zagrali rockowe standardy, które zadowoliły gitarową publiczność na warszawskim Torwarze. Mnie natomiast koncert nie zadowolił. Doceniam warsztat, technikę, umiejętności, brzmienie i dorobek gwiazd G3, ale nie tego oczekuje po dobrym koncercie. Po kilkunastu minutach czułem się znudzony, gdy bohaterowie G3 nieustanie udowadniali, że są wirtuozami gitary. Osobiście wolę posłuchać dwóch akordów niż ciągłej bieganiny po gryfie. Chociaż na brzmienie nie mogłem narzekać. Było bardzo głośno. Nawet kilka godzin po koncercie słyszałem piski w uszach. Frekwencja była całkiem zadowalająca, hala nie była pusta, ale również nie pękała w szwach, co świadczy o tym, że na gitarowe popisy wciąż jest popyt.
Tekst: Bartosz Boruciak
Zdjęcia: Marcin Podgórski