Gdyby słuchać tego albumu bez kontekstu, bez „story”, które kryje się za postacią Jasona, byłaby to także wielkopomną płyta, ze względu na samą zawartość muzyczną. Ale o ileż wzruszeń bylibyśmy biedniejsi, gdybyśmy słuchali jej nie znając tragicznej i heroicznej historii związanej życiem Jasona?
Dwadzieścia dwa lata czekaliśmy na nowe nagrania Jasona Beckera, choć wielu nie wierzyło, że uda się to w ogóle zrealizować. Jason posiada jednak pewne cechy charakteru, które sprawiły, że było to możliwe – ogromny hart ducha, wolę walki i dobre serce, co zjednało mu pomoc wielu pomocnych ludzi. Przyjaciół takich jak Marty nie musiał zjednywać, bo to jest więź na całe życie, ale także plejada wspaniałych artystów pomagała bezinteresownie, czyniąc tę płytę wyjątkową. Doprowadzenie „Triumphant Hearts” do finału zabrało wszystkim zaangażowanym wiele lat, ale rezultat jest fenomenalny. Już pierwsze dwa utwory wprost oszałamiają swoim czystym, prostym pięknem, tak rzadko spotykanym w dzisiejszej muzyce. Podczas gdy wiolonczelistka Hiyori Okuda (żona Jasona) oraz włoski skrzypek Glauco Bertagninim wzruszają nas melodiami, a Marty Friedman snuje piękną muzyczną opowieść, przed oczami wyobraźni przesuwają się nam obrazy z życia Beckera – i te radosne, i te smutne… Drugi jest „Hold On To Love” (wspaniale wyśpiewany przez Codany Halidaya) z wzruszającym tekstem podyktowanym przez Jasona i przebojową produkcją. Płyta przesiąknięta jest uwielbieniem dla muzyki klasycznej, słychać orkiestrę symfoniczną, przeróżne instrumenty przeplatające się z gitarami elektrycznymi, również tymi archiwalnymi, nagranymi przez Beckera za czasów Cacophony („Once Upen The Melody”), czy Davida Lee Rotha („Taking Me Back”). Wielu gości przewija się przez tę płytę, słychać, że wszyscy grają z serca, dają z siebie 200% mocy, tak jak Jason, który inaczej nie doprowadziłby do wydania tego krążka. Gitarową kulminacją są utwory „River of Longing” i „Valley of Fire” (prawie 10 minut), w których grają wielcy gitarowego świata – w sumie prawie dwadzieścia nazwisk z Vaiem, Satrianim, Gilbertem, Bonamassą, Kotzenem, Govanem i Morsem na czele. Głównym wyróżnikiem płyty jest jednak jej muzyczny smak, gatunkowy eklektyzm i odczucie podniosłość całego wydarzenia, które wyreżyserował (skomponował) sam Jason. To dzięki niemu waga każdego dźwięku z osobna jest tu ogromna, porównywalna z epickoścą nut późnych Pink Floydów, a wycyzelowanie produkcyjne iście monumentalne i wylizane jak spod ręki Quincy’ego (np: „We Are One”). Jeśli dodamy do tego przyjemne, ciepłe brzmienie całości, pozwalające wysłuchać płytę „jednym tchem” (a jest to prawie 80 minut muzyki), mamy obraz tego ponadczasowego dzieła, które bez wątpienia przetrwa próbę czasu.
Wydawca: Mascot Music