Gitary i bas: Neal Schon
(Frontiers Records)
Co pewien czas, w przerwach między koncertami i nagraniami z Journey, Neal Schon nagrywa płyty solowe. Zawsze warto je przesłuchać, bo znakomity z niego gitarzysta, słynący z melodyjnych fraz, bogatego brzmienia i ciągle grający z ogniem.
Na krążku „The Calling” dominują klimaty bliższe rockowi, aczkolwiek artysta urozmaica muzykę, przyprawiając elementami orientalno-progresywnymi i odrobiną jazzu, jak na przykład w znakomitym, trącącym na wstępie Mahavishnu „Fifty Six”, gdzie tabla dyktuje szybkie tempo, gitara prowadzi temat, którego nie powstydziłby się Satriani, Jan Hammer gra klawiszowe solo, a Schon dokłada żywiołowe solówki. W miniaturze „Irish Fields” dla odmiany gitarzysta gra z lekkością Steve’a Morsa sprzed lat, w balladzie „True Emotion” wyciska soki z instrumentu, a w tytułowy utworze „The Calling” łączy dramatyczno-pompatyczne brzmienie z zamaszystym graniem i uwodzi łkającymi dźwiękami. W „Six String Waltz” wskrzesza klimaty ze starego Journey, w „Back Smash” z kolei epatuje riffem i rozbuchanym soundem na miarę Zeppów, uświetniając całość skrzącym się energią solem (ciekawy kontrast z akustykiem w podkładzie) na pełnym „brudów” brzmieniu.
Neal Schon jest na swój sposób oryginalny, gra własnym ściegiem, a wylewające się spod jego palców patenty i błyskotliwe zagrywki cieszą uszy. Słuchając popisów w „Song of The Wind”, gdzie wspaniale otwiera frazy i intonuje dźwięki oraz serwuje trącane lekko i od niechcenia pasaże, zrozumiecie, że Neal jest jednym z najlepszych wioślarzy na świecie, nawet jeśli w magazynowych zestawieniach „naj” tego nie widać.
Piotr Nowicki