(Frontiers Records / Mystic Production)
Oto pierwszy z trzech zapowiadanych przez gitarzystę Journey solowych albumów. Nagrany w trio ze znakomitą sekcją, z której członkami muzyk miał niejednokrotnie okazję pracować. To bardzo dobry album, potwierdzający, że Schon – choć mam wrażenie, że wybitnie niedoceniany w Polsce – wciąż należy do elity gitarzystów rockowych. Wieloletnie doświadczenie odzwierciedlają dopracowane kompozycje, głównie piosenki, w których rockowe riffy (jak ten otwierający płytę) przeplatają się z otwartą formą (utwór tytułowy). Szacunek budzi instrumentalny popis „Exotica”, w ucho wpada brzmiąca niczym wyjęta z repertuaru Journey „Love Finds A Way”, a po nich jest dużo czadu i rasowego wymiatania oraz nastrojowy koniec w „Big Ocean”.
Schon to wybitny rzemieślnik, ale także artysta. Oczywiście głównie w porywających solówkach, przypominających lot uciekającego ptaka – na zmianę trzepoczącego skrzydłami, po czym swobodnie szybującego długimi, zawieszonymi nutami. Styl ten, będący niewątpliwie pokłosiem fascynacji grą Johna McLaughlina i czasem mam wrażenie, że również grą Jeffa Becka, jest oryginalny i pełen ekspresji. Energii, a przede wszystkim smaku mogą temu weteranowi zazdrościć młodsi koledzy.
Z niecierpliwością czekam na jego kolejne płyty. Jego muzyki po prostu przyjemnie się słucha.
Piotr Nowicki