(Mascot Records / Mystic)
Bas, śpiew: Glenn Hughes
Gitara, śpiew: Joe Bonamassa
Pierwszą płytą narobili apetytu. Na tej słychać, jak mocno kombinują, by wyjść z czymś oryginalnym, mimo obranej, klasycznej rockowej konwencji, oraz jak ładnie wszystkie osobowości naprawdę stapiają się w prawdziwą supergrupę.
Joe Bonamassa gra naprawdę inaczej niż na swoich krążkach – śmiem twierdzić, że ten projekt wyzwolił w nim zupełnie inną energię i dzięki temu pokazał nam inne, hardrockowe oblicze. Joe gra jak nawiedzony, podoba mi się w tych riffach i solówkach bardziej niż w bluesowych klimatach z autorskich płyt. Kompozycje są napisane zawodowo, nawiązują do najlepszych dokonań wielkich rockowych kapel i choć niektóre riffy są oczywiste (podobne już kiedyś słyszeliśmy), to czuć w nich tę moc, która rozsadza sale koncertowe i raduje rockowe dusze! Czuć, że powstały pod mocnym wpływem osobowości Hughesa, ale bez reszty muzyków nie brzmiałyby tak imponująco. Mnie najbardziej przypadły do gustu numery „Smokestack Woman”, „An Ordinary Son” i „Crossfire”.
To kapela w starym, dobrym stylu. Z wykopem i charyzmą. Oby tak dalej panowie!
Piotr Nowicki