Ciekawą koncepcję przedstawiają tytuły kolejnych utworów pochodzące od klawiszy funkcyjnych typowego odtwarzacza audio: „Repeat”, „Eject”, „Pause”, „Shuffle”, „Fast Forward” itd. oraz teksty skorelowane ze znaczeniem tych słów. Mimo iż The Brew zaczęło swoją drogę od naśladowania klasyków rocka i przez cały czas zresztą czerpie pełnymi garściami z gitarowej stylistyki lat 60. i 70., czyli przede wszystkim dokonań takich wykonawców jak Jimi Hendrix Experience, Led Zeppelin i Cream (od którego utworu „Strange Brew” panowie zaczerpnęli nazwę dla swojego zespołu), to zdecydowanie ma już swój własny, rozpoznawalny styl, który przebija przez kolejne utwory i płyty, by na tym właśnie albumie osiągnąć swoją kulminację.
Na „Control” większość stanowią dynamiczne, pełne rockowego soku kawałki, ale nie mogło też zabraknąć gitary akustycznej w folkowo-balladowym „Stop”. Zaraz po nim całkiem przebojowy „Play” z prostym lecz chwytliwym riffem i podrywającym cztery litery refrenem. Balladowo zaczyna się również zamykający płytę, refleksyjny „Rewind”, gdzie po krótkim momencie zawieszenia rozkwita pełne pasji solo i utwór następnie narasta, by po wokalnym uniesieniu rodem z Pink Floyd nagle wyciszyć się i zakończyć słowami stanowiącymi motto płyty: „sometimes you’ve got to take control…”. Świetny krążek, który każdy, komu nieobca jest tradycja brytyjskiego rocka, powinien przesłuchać i mieć na półce. Polecam też młodszym pokoleniom jako znakomity wstęp do badań archeologicznych przy odkrywaniu dawnych bóstw.
Mikołaj Służewski