Brzmienie Laney Ironheart IRT-Studio
Koncepcja połączenia lampowego wzmacniacza z wbudowanym ogranicznikiem mocy i funkcją nagrywania jest bardzo kusząca, o ile naprawdę działa i broni się dźwiękiem. Zobaczmy, jak sprawuje się IRT-Studio. Na początku przyjrzyjmy się mu pod kątem współpracy z kolumną głośnikową – czyli jako typowemu headowi.
Seria Ironhead powstała z myślą o rockowej grze, jest to więc wzmacniacz mający spory zapas gainu – zaczniemy jednak od kanału czystego. Już na początku należy pochwalić konstrukcję Laney Ironheart IRT-Studio za sterylność pracy – żadnych zakłóceń, brumów, jedynie lekki, zdrowy szum. Kanał czysty brzmi dość surowo, barwowo zdecydowanie w stronę konstrukcji Fendera. Mimo to bardzo plastyczna korekcja barwy sprawia, że nie jest to kanał jednego brzmienia. Z łatwością znajdziemy swoje brzmienie, zwłaszcza że wzmacniacz respektuje rodzaj podpiętego do niego instrumentu i przetworników.
Clean Laney Ironheart IRT-Studio potrafi zabrzmieć ciemno i dostojnie, ale także jasno, krystalicznie z bardzo dynamiczną, tzw. amerykańską górą. Wystarczy przełączyć jeden switch, żeby clean zamienił się w rhythm. Ten przesterowany kanał nie tylko oferuje całą paletę crunchy, ale także solidny przester, który wiele firm już dawno sklasyfikowałoby jako lead.
Bardzo dobry, dynamiczny przester, który ciężko scharakteryzować barwowo, ponieważ kolejny raz doskonała korekcja potrafi diametralnie zmienić jego charakter. Bez problemu uzyskamy w Laney Ironheart IRT-Studio typowo brytyjskie, piaszczyste przesterowanie, jak i amerykańskie – jazgotliwe ze smażącą się górą. Trzeci kanał – lead – to już naprawdę ogromna dawka mocy. Zdecydowanie więcej harmonicznych niż w przypadku kanału rhythm i jeszcze mocniejszy poziom zniekształcenia. Idealne właściwości do gry solowej. Jedno należy powiedzieć – przesterowane kanały w tym wzmacniaczu są doskonałe, bardzo uniwersalne i piekielnie dobrze brzmiące. Od bluesowej chrypy po rockowe barwy, aż do brutalnego, metalowego miażdżenia.