Marka Mooer jakiś czas temu wkroczyła w krainę multiefektów. Na razie nieśmiało, bo Mooer PE100 to typowo kieszonkowy zestaw. Łączy on jednak w niewielkiej kostce wszystko, czego potrzeba gitarzyście – szeroki wachlarz modeli wzmacniaczy, mnóstwo efektów, precyzyjny tuner, rytmy, metronom a nawet automat perkusyjny.
Niby to nic nadzwyczajnego, jest już trochę tego typu urządzeń na rynku, ale wiadomo jednocześnie, że od Mooera możemy spodziewać się całkiem przyzwoitych brzmień, całkiem prostej obsługi, no i całkiem przystępnej ceny. Sprawdźmy, jak marka wywiązała się ze swoich zobowiązań.
Podróż do przeszłości
Pamiętacie pierwsze multiefekty? Jakie miały rozmiary i jakie funkcje oferowały? To były niemal kolosy – duże i ciężkie podłogi, które i tak stanowiły forpocztę postępu technicznego w branży gitarowej. Teraz takie klasyki jak Korg AX3000, Boss GT100 czy Zoom G9 wydają się lekko podstarzałe, ale przecież cały czas mają brzmienia, z którymi ciężko nam się rozstać. Sam fakt, że te kombajny działają do dzisiaj, świadczy o ich jakości. Potem pojawiły się multiefekty kieszonkowe typu Korg Pandora, które jednak miały niestabilne algorytmy i czasami zawieszały się (słynny „memory error”) bez możliwości odblokowania.
Nasz multiefekt (obsługa i funkcje)
Mooer PE100 ma sześć bloków efektów pogrupowanych według standardów kolejności tychże w pedalboardzie i tyle możemy mieć efektów w łańcuchu (w torze multiefektu). A zatem zaczynamy od wah (kaczki) i DS (przestery i boostery), potem mamy amp (emulacje wzmacniaczy), mod (efekty modulacyjne), DLY (delaye) oraz rev (pogłosy). Grupa wah składa się z dwóch autokaczek, jednej czułej na artykulację, drugiej z edytowalnym w czasie filtrem. DS to aż dziesięć symulacji najpopularniejszych kostkowych przesterów, począwszy od DOD 250, przez EHX HOG, po Ibaneza SM-7. Grupa wzmacniaczy składa się z siedmiu charakterystycznych brzmień, napisanych tak, by imitować takie legendarne projekty jak Fender Twin Reverb, Roland JC20 czy Mesa Boogie Lonestar Special. Mod to jedenaście modulacji opartych na algorytmach zastosowanych w najlepszych kostkach Mooera. Mamy tutaj oczywiście chorusa, flangera, phasera, tremolo, vibrato i bardziej odjechane brzmienia typu ring modulator („dzwonkowy” pitch shifter) czy slutter (efekt à la killswitch). Delaye i reverby to sama klasyka, włącznie z delayem taśmowym i symulacją akustyki wielkiego kościoła. Oczywiście każdy z tych efektów posiada możliwość edycji i korekcji barwy brzmienia – wszystko odbywa się intuicyjnie, za pomocą dwóch obrotowych przełączników i przycisków. Nie wszystko jednak jest tu przewidywalne. Pierwsze zaskoczenie nastąpiło w momencie, gdy zacząłem szukać zwykłych przycisków na panelu sterowania efektu. Nie ma ich! No dobra są, ale w towarzystwie sensorów dotykowych! Jest również skrótowy opis funkcji oraz łańcucha efektów, ponad powierzchnię wystają dwa potencjometry z zupełnie nietypowymi główkami oraz cztery przyciski presetów dostępnych bez szukania pod literkami A, B, C i D. Nota bene główki potów (a raczej przełączników obrotowych) idealnie nadają się do obsługi trzema palcami i chyba z myślą o takiej manualnej aktywności zostały odlane. Podwójne wyjście jack to świetne rozwiązanie ułatwiające podłączenie efektu do wzmacniacza, sprzętu hi-fi i słuchawek lub bezpośrednio do miksera lub komputera w celu nagrywania. Dodajmy do tego automat perkusyjny z czterdziestoma rytmami i dziesięcioma typami beatu metronomu, dziewięćdziesiąt dziewięć presetów użytkownika, dziewięćdziesiąt dziewięć presetów fabrycznych, tap tempo i tuner, by ta pozorna zabawka stała się nagle niezbędnikiem do ćwiczeń w każdym domu i pod każdą strzechą.
Obsługa
Testowany produkt Mooera jest niezwykle łatwy w obsłudze. Lewym potencjometrem (mode) ustawiamy preset (świeci się napis PL). Wciskamy prawy potencjometr (value), by rozpocząć jego edycję. Po kolei przechodzimy przez wszystkie etapy ustawiania parametrów, aktywowania bądź dezaktywowania efektów i składowych łańcucha (effect on/off), aż ustawimy sobie własny preset, zapisując go jako PU (preset user). Dosłownie kilka chwil spędzonych nad tym urządzeniem pozwoli nam ogarnąć wszystkie – powiedzmy to wprost: niezbyt liczne – zakamarki jego menu.
Można powiedzieć, że jest tak prosty, jak wygląda, ale też tak samo atrakcyjnie wyposażony jak prezentuje się włączony – ledowe podświetlenie ekranu i przycisków nie budzi żadnych wątpliwości natury estetycznej. Wystarczająco mały, by zmieścić się w kieszeni i zasilany małym zasilaczem lub baterią. Implikuje to jeszcze jedną funkcję – PE100 to świetny sprzęt dla gitarzysty w trasie. Jeśli lubimy poćwiczyć albo pograć sobie podczas wielogodzinnych podróży w busie czy wieczorów w hotelowym pokoju, nie zapomnijmy o PE100. Dzięki wbudowanemu układowi wzmacniacza słuchawkowego i gniazdu wejściowemu aux możemy całkiem przyjemnie i produktywnie spędzić wolny czas.
Brzmienia
Producent na pokładzie PE100 zaimplementował dziewięćdziesiąt dziewięć presetów, wśród których naprawdę intensywne modulacje „biorą” ich grubo ponad połowę. To właśnie czujemy, gdy po raz pierwszy włączamy multiefekt – odważne połączenia modulacji, z tymi okresowo przemiatającymi pasma na czele. Są tu więc tremola, flangery, przeróżne fluttery, a prawie wszystkie bardziej lub mniej przesterowane. Dla mnie to gruba przesada, ale od czego mamy presety użytkownika? Szybko zdejmujemy zwaliste overdrive’y, nachalne vibrato i mamy czysty, pełny, nasycony dźwięk. Emulacje wzmacniaczy są dość sugestywne, napisane tak, by nie było wątpliwości, z jakim typem brzmienia mamy do czynienia. Modulacje to bardzo intensywne doznania, które moim zdaniem trzeba złagodzić robiąc własne presety, ale nie rażą sztucznością, oferując całkiem zadowalającą jakość. Jest iluzja przestrzeni i ruchu dźwięków, a zatem wszystko się zgadza. Blok przesterów to bardzo bogaty wybór wszystkich typów – od miękkich i łagodnych crunchów, przez klasyczne overdrive’y, po nowoczesne zagęszczone do maksimum hi-gainy. Jest też świetny efekt pompowania, znany z technik studyjnych, który za pomocą odpowiednio skrojonej kompresji powoduje wrażenie potęgi i zwalistości riffów.