Firma Takamine należy do jednej najbardziej rozpoznawalnych marek wśród producentów gitar akustycznych. Nie ma się co dziwić. Jako wytwórca z ponad pięćdziesięcioletnim doświadczeniem trwale wpisała się w gitarowy krajobraz.
Zaczynała jako mały, rodzinny sklep z gitarami w japońskim mieście Sakashita. W 1962 roku rozpoczęto produkcję instrumentów i zmieniono nazwę na Takamine – od sąsiadujacej z miastem góry. Tak zaczęła się trwająca po dziś dzień podróż, a jej owocami są przepiękne instrumenty oraz tysiące zadowolonych użytkowników na całym świecie. Aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom rynku, prócz instrumentów z najwyższej półki, przeznaczonych dla bardziej wymagających muzyków, firma oferuje też gitary z niższego przedziału cenowego. Do wyższych modeli z tej grupy należy testowana Takamine GD51CE-BSB.
Budowa
Optycznie ta przepiękna „skośnooka” trafia dokładnie w mój gust. Lita, świerkowa płyta wierzchnia pokryta jest lakierem w miodowym, podpalanym wykończeniu. Dzięki temu dość duży korpus dreadnought wygląda smuklej i nie przytłacza swymi rozmiarami. Spod błyszczącej warstwy lakieru przebija z tyłu i na bokach pudła ciemne drewno laminatu z orzecha włoskiego. Gruby, wielowarstwowy binding wykańcza jego krawędzie i wraz z dość ascetyczną rozetą z masy perłowej i biało – czarnych pierścieni dodaje elegancji naszej Azjatce. Mostek i podstrunnicę wykonano z drewna laurowego. Ich jasnobrązowy kolor dobrze komponuje się z wykończeniem korpusu. Białe ożyłkowanie okalające podstrunnicę oraz markery w formie małych kropek są dobrym, estetycznym uzupełnieniem.
Przy oględzinach uwagę zwraca podzielone siodełko mostka. Składa się ono z dwóch części z tworzywa sztucznego – oddzielnej dla strun e oraz h i oddzielnej dla pozostałych czterech. Takie rozwiązanie według producenta zapewnia lepszą intonację i eliminuje problem różnej menzury strun z owijką i bez. Mahoniowy gryf wieńczy duża główka z nakładką z ciemnego drewna w typowym dla akustyków Takamine kształcie. Złoty osprzęt – maszynki oraz zaczep paska dodają gitarze elegancji. Z małym niedosytem patrzę na wykonaną z czarnego tworzywa osłonkę na korpusie. Jest ładnie, ale chciałoby się czegoś bardziej eleganckiego.
Trudno nie zauważyć, że gitara ma też przystawkę piezo oraz preamp, który jak w większości gitar Takamine zajmuje spore wycięcie w boku korpusu. Panel systemu TP 4 TD zawiera kieszeń baterii, wyświetlacz wbudowanego stroika, trzystopniowy korektor graficzny i gałkę głośności. Gniazdo jack znajduje się tam gdzie zazwyczaj, czyli w zaczepie paska. W tym przypadku jest ono jednak przykręcone trzema śrubkami, więc częsty problem jego luzowania mamy z głowy.
Wrażenia
Wiadomo, że wybór typu gitary akustycznej to sprawa bardzo indywidualna. Rodzaj pudła ma przecież przełożenie na brzmienie instrumentu oraz na komfort gry. Najczęściej gitary dreadnought wybierają muzycy grający fingerstyle oraz akompaniujący sobie wokaliści. Dość duży korpus, sprawiający problemy osobom o drobniejszej budowie w zamian oferuje ciepłe brzmienie i dużą głośność. Osobiście wolę gitary typu concert, ale o gustach się nie dyskutuje. Obiektywnie rzecz ujmując nasza opalona Azjatka dobrze leży w rękach. Gryf ma bardzo neutralny profil – płaskie C i dość szybko daje się polubić. Brzmienie jak przystało na dreadnought jest donośne i posiada dobrą prezencję. Zaskoczył mnie jednak mały poziom ciepłego, najniższego pasma. Zazwyczaj w gitarach tego typu bywa go więcej. Jest głośno i przejrzyście.
To z pewnością cechy, które docenimy grając z zespołem. W tej sytuacji ten ładny środek i dobry atak zapewnią nam „przetrwanie” w miksie. Przy grze solowej możemy czuć pewien niedosyt dołu. Instrument najlepiej brzmi w umiarkowanej dynamice. Przy ostrzejszym traktowaniu brzmienie ujawnia pewną „kartonowość”. Przystawka piezo i preamp bardzo dobrze spełniają swoje zadanie. Co najważniejsze struny brzmią z równą dynamiką, a przy podzielonym mostku nie było to wcale tak oczywiste, więc mamy dobrą bazę wyjściową. Reszta w naszych rękach. Korekcja działająca w zakresie +/- 12 db pozwala sprawnie wyciąć przeszkadzające nam pasma, a czytelny wyświetlacz tunera zda egzamin w warunkach scenicznych. Kieszeń baterii znajduje się w panelu przedwzmacniacza, dzięki temu jej wymiana w sytuacji awaryjnej odbywa się w okamgnieniu. Maszynki działają bez zarzutu. Gitara stroi i dobrze trzyma strój.
Bardzo chciałbym tylko komplementować tę azjatycką piękność, jednak muszę ponarzekać. Dużym minusem, obok którego nie da się przejść obojętnie jest złe wykończenie krawędzi progów. Daje się to zauważyć od pierwszego kontaktu naszej reki z gryfem. Zarówno na górnej jak i dolnej jego stronie kanty progów wystają nieco poza obrys. Jest to powodem dużego dyskomfortu i uniemożliwia szybką zmianę pozycji, która może zakończyć się nawet skaleczeniem. Gdy mamy do czynienia z instrumentem za 2000 zł powinniśmy oczekiwać już wyższego poziomu wykończenia. Oczywiście jako osoba pogodnie usposobiona jestem pewien, że trafił w moje ręce właśnie ten jedyny, niedopieszczony egzemplarz. Krótko mówiąc wypadek przy pracy. Zdarza się. Wiadomo, że korekta tego mankamentu u lutnika jest banalnie prosta. Jednak wobec kanonów wyznaczonych przez konkurencje warto mieć się na baczności. Obok może wisieć gitara np. innego japońskiego producenta i już firma traci klienta.
Podsumowanie
Pomimo tej małej wpadki, która jednak zniechęcała mnie do gry za każdym razem gdy brałem tą przemiłą Azjatkę do ręki, uważam Takamine GD51CE za instrument udany. Trzeba przypiłować kiciusiowi pazurki, a odwdzięczy się nam długą, harmonijną i bezawaryjną współpracą. W tym przedziale cenowym warto spędzić więcej czasu wybierając instrument dla siebie. Obiektywnie patrząc, jeśli potrzebujesz gitary z „wycięciem” i przystawką piezo, zdecydowanie należy brać ten model pod uwagę. Myślę, że w wielu przypadkach wybór padnie właśnie na Takamine.
PRODUCENT: https://takamine.pl/