Żeby do tego stopnia być zajętym, to mi się nie śniło… Do tego stopnia, że miesiąc temu nie zdążyłem z felietonem. Biję się w piersi i obiecuję poprawę. Mam wiarygodne usprawiedliwienie. Pomijając wyjątkowy w ostatnich miesiącach natłok najróżniejszych zajęć, koncertów, prób, rozpoczęcia roku akademickiego i normalnego organizowania życia artystycznego, zaszło coś wyjątkowego. Mianowicie mój kwartet był w Chinach, w Pekinie konkretnie. Graliśmy na Beijing Nine Gates Inrernational Jazz Festival. Trochę się pochwalę, bo nieczęsto się do Chin jeździ…
To jest wielki festiwal, świetnie zorganizowany, pełno ludzi, świetne przyjęcie, znaczy się podobało. Skład miałem absolutnie komfortowy: na tenorze – Adam Wendt, na fortepianie – Rafał Stępień, na bębnach – Sebastian Frankiewicz, no i basista… Graliśmy moją Syntonię. Naprawdę było świetnie. Ludzie bili brawo po temacie Confiteor Song, a przecież wiadomo, że słyszeli to pierwszy raz. Naprawdę dla takich chwil warto grać, pracować, ćwiczyć. Warto kilkanaście godzin lecieć samolotem. Znowu przypomniałem sobie, cytowane już tu przeze mnie słowa Davida Ackerta, które napisał w „Backstage Magazine”: „Wokaliści i muzycy to najbardziej zdeterminowani, odważni ludzie na świecie. W jednym tylko roku radzą sobie z większym odrzuceniem niż większość ludzi w ciągu całego życia. (…) Każdego dnia muszą ignorować fakt, że to, czemu poświęcili życie, może się okazać bańką mydlaną. (…) Dlaczego? Ponieważ muzycy i wokaliści są gotowi poświęcić całe życie dla chwili, w której melodia, tekst, akordy, interpretacja poruszą duszę słuchacza. Wokaliści i muzycy to istoty, które skosztowały nektaru życia w tym krystalicznym momencie, gdy ich twórczy duch wylał się na słuchaczy i dotknął serc. W tym momencie są bliżej magii, Boga i doskonałości niż ktokolwiek inny. I w głębi serca wiedzą, że to właśnie jest warte poświęcenia choćby i tysiąca żyć.” To cały czas działa i często trzyma przy życiu…
Wracając do festiwalu, to organizatorzy obiecali, że nas jeszcze kiedyś zaproszą. Miejmy nadzieję. Dodam jeszcze, że był bardzo dobry sprzęt, nagłośnienie i do tego jeszcze norweski akustyk. Wspomniał mimochodem, że czasem nagrywa w Rainbow Studio… Dla kontrabasisty podróżowanie samolotem bez instrumentu to wielka niewiadoma. Z reguły, pomimo precyzyjnej specyfikacji w riderze, udostępniony kontrabas w zasadzie nie nadaje się do grania… Przerabiałem to wiele razy. Tu, wręcz przeciwnie, wszystko się zgadzało – menzura, topografia gryfu, rozstaw strun, regulowany podstawek, pickup, światowa sytuacja. Było świetnie.
Po koncercie poszliśmy do Dusk Dawn Clubu (DDC) i tam był polski jam, bo na tym festiwalu występowało jeszcze wielu Polaków, m.in. Rafał Sarnecki, Kuba Dworak, Paweł Kaczmarczyk i Kuba Cichocki. Było jamowanie jak trzeba. W karcie trunków – ciekawostka. Patrzę, a tam stoi napisane „spirytus rektyfikowany”… Potraktowali to jako nazwę własną… Ale żeby spirytus w knajpie? Cóż, w Chinach jest tradycja bardzo mocnych wódek, to pewnie stąd.
Choć byliśmy tylko cztery dni, było też zwiedzanie. Był plac Tiananmen, było Zakazane Miasto. Był też totalny smog. Nie przeżyłem jeszcze czegoś takiego. Brunatna, wszechobecna mgła. Bezchmurne niebo nie było błękitne… Bardzo dużo ludzi chodzi w maskach – i słusznie. Nie ma jak przed tym uciec. Ja sprawę zbagatelizowałem i słono za to zapłaciłem. Po powrocie odchorowałem, koledzy zresztą też.
Było też trochę refleksji. Słyszymy od lat o chińskim boomie gospodarczym, światowej ekspansji Państwa Środka. Wszystko prawda, ale tam ustrój jest cały czas ten sam… Uległ oczywiście daleko idącym modyfikacjom, ale… Mao cały czas w mauzoleum…
Była ciekawa przygoda. Teraz już wróciłem do, powiedzmy, „normalnego” życia, czyli dalej wszystkiego pełno. Znajomi mówią: „Nie narzekaj, ciesz się, że masz co robić”. No mam i w sumie to dobrze mi z tym. Trochę tylko czasami zawalę termin z felietonem, ale chyba się wytłumaczyłem. Żeby jeszcze wzmocnić alibi, nadmienię, że w międzyczasie, kilka tygodni temu, zrobiłem habilitację, także mam nadzieję, że jestem usprawiedliwiony. A najbardziej to chcę ćwiczyć, grać koncerty i nagrywać. Jeszcze nie mam dość! Właśnie w najbliższych tygodniach będę kończył płytę tria Włodzimierza Nahornego. Z samymi balladami. Mistrz napisał nowe! Wszystko wskazuje na to, że będzie bardzo dobrze, będę informował.
Mariusz Bogdanowicz