Na chwilę przed startem 27. edycji festiwalu Pol’and’Rock porozmawialiśmy z głównym dowodzącym imprezy i prezesem Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy – Jurkiem Owsiakiem – o logistyce związanej z organizacją wydarzenia w dobie pandemii, zmianie lokalizacji, a także wspomnieniach z amerykańskiego Woodstocku.
Michał Wawrzyniewicz: W tym roku festiwal Pol’and’Rock odbędzie się w otwartej przestrzeni, za to w nowym miejscu i z limitem uczestników, podyktowanym sytuacją pandemiczną. Jak wyglądała logistyka, szczególnie w kwestii wyboru miejsca i zmiany lokalizacji z Kostrzyna nad Odrą na lotnisko Makowice-Płoty?
Jurek Owsiak: To jest tak, że Kostrzyn nad Odrą ma swoje problemy logistyczne w związku z przebudową mostu kolejowego oraz w przyszłym roku będzie dochodziła do tego rozbudowa obwodnicy wokół miasta. To niesie ze sobą naprawdę duże utrudnienia, jeśli chodzi o transport, dotarcie do miejsca, w którym byliśmy co roku do tej pory. Więc kiedy my zabraliśmy się za organizację tegorocznego festiwalu — a było to w marcu, to jak my i czytelnicy cofniemy się do tamtego czasu, to wtedy był ogólnokrajowy lockdown. Nikt w ogóle nie myślał o koncertach, ponieważ nikt nie był pewny tego, co będzie jutro, pojutrze. Ogromna ilość biznesów była pozamykana, a więc myślenie, że jeszcze będziemy robili festiwal, było wtedy myśleniem bardzo mocno na wyrost.
My podjęliśmy się jednak takiej pracy wychodząc z założenia, że logistyka festiwalu, tak jak do tej pory robiliśmy to w Kostrzynie nad Odrą, to jest tak potężne wyzwanie, że nie chcieliśmy tracić ani minuty. Dopóki nie będziemy uruchamiali pieniędzy, to po prostu logistycznie się do tego przygotowujemy. Nasza wizyta w Kostrzynie nad Odrą z początkiem tego roku spotkała się ze stanowiskiem miasta: „słuchajcie, dzisiaj to nie myślcie o imprezie masowej, nie wydam na to zgody, bo obecnie mamy lockdown”, i wtedy oczywiście trudno było wymagać od kogokolwiek jakiejkolwiek innej decyzji. Wtedy, wiedząc o tym, że ten rok byłby trudny z dojazdem ludzi itd., zaczęliśmy szukać miejsc, gdzie moglibyśmy ten nasz festiwal mimo wszystko postawić.

Pierwsze, co nam przyszło do głowy, to były lotniska, których jest strasznie dużo w Polsce, tych miejsc w kraju jest sporo, cała zachodnia Polska, która była wyposażona w te lotniska dla wojsk radzieckich, polskich itp., ma pozostawioną tę infrastrukturę. Zazwyczaj te lotniska to nie są zbyt ładne miejsca, ponieważ są dość mocno zdewastowane, chyba, że są używane i działają do dziś. Nagle trafiliśmy na lotnisko Makowice-Płoty i to było zdjęcie, patrzymy: kawał ziemi, otoczony lasami – jedziemy! Przyjechaliśmy tutaj, oczarowało nas – to było miejsce wręcz stworzone, żeby zrobić jakiś duży koncert – Rolling Stonesów lub U2 – bo to jest wielki teren i jakby logistycznie idealnie przystosowany, żeby taki koncert zrobić. Mówię logistycznie idealny, ponieważ tu wszystko trzeba dowieźć, ale nie wjedziesz z tym przez góry, doliny, jedynie trzeba z tym wszystkim przyjechać. I od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać, okazało się, że ta ziemia należy do syndyka masy upadłościowej, bo ktoś ją kupił i potem zbankrutował. Potem w maju była wizyta w mieście i burmistrz Płot, Radosław Mackiewicz, odniósł się do tego od razu bardzo pozytywnie. Powiedział: „słuchajcie, czekam jakie będą ustalenia państwa na temat odblokowania imprez, do nich się dostosuję i w takim razie witam bardzo serdecznie, przygotowujcie się, z mojej strony jest ogromny zapał”. Zaraz potem pojawiło się rozporządzenie, że można organizować koncert pod warunkiem, że są to osoby zaszczepione plus 250 osób niezaszczepionych, i wtedy my mocno ruszyliśmy, ogłaszając, że organizujemy koncert dla 20 000 osób.
Przed chwilą zresztą odebraliśmy dokumenty od burmistrza na organizację pola festiwalowego, który to decyduje, czy impreza się odbędzie i jaki będzie miała status. I powiem, że w tych trudnych, „covidowych” czasach, wszystkie rozmowy były niezwykle rzeczowe, zarówno w urzędzie marszałka, jak i urzędzie wojewody, w którym wczoraj mieliśmy takie ostateczne spotkanie z wszystkimi służbami. Wszystkie opinie rewelacyjne, powiedziałbym tak: WOŚP zbudowała w Polsce absolutnie profesjonalny wymiar rock&rolla, ale taki z najwyższej półki. Mówię to siedząc teraz przy swoim kamperze, widząc tył sceny, całe ogromne pole, na którym są już zbudowane najróżniejsze obiekty. Można to tylko porównać z największymi, najpiękniejszymi festiwalami na świecie, ponieważ ta infrastruktura jest światowa – to nie jest nic zastępczego. To nie jest rusztowanie budowlane, tylko to jest Scena przez duże S, w Polsce jest kilka firm, które stawiają sceny z prawdziwego zdarzenia, kilka firm, które robią super nagłośnienie, firmy, które postawią światło z najwyższego poziomu. Jest kilka firm, które zabezpieczą urządzenia sanitarne, z najwyższego pionu, ponieważ są to firmy, które obsługują wojska układu NATO, kiedy w Polsce są manewry. Więc infrastruktura jest absolutnie topowa.
WOŚP zbudowała w Polsce absolutnie profesjonalny wymiar rock&rolla, ale taki z najwyższej półki. Mówię to siedząc teraz przy swoim kamperze, widząc tył sceny, całe ogromne pole, na którym są już zbudowane najróżniejsze obiekty. Można to tylko porównać z największymi, najpiękniejszymi festiwalami na świecie, ponieważ ta infrastruktura jest światowa – to nie jest nic zastępczego. To nie jest rusztowanie budowlane, tylko to jest Scena przez duże S, w Polsce jest kilka firm, które stawiają sceny z prawdziwego zdarzenia, kilka firm, które robią super nagłośnienie, firmy, które postawią światło z najwyższego poziomu. Jest kilka firm, które zabezpieczą urządzenia sanitarne, z najwyższego pionu, ponieważ są to firmy, które obsługują wojska układu NATO, kiedy w Polsce są manewry. Więc infrastruktura jest absolutnie topowa
Mówię o tym nie bez powodu, bo pierwszy festiwal 27 lat temu był stawiany z rusztowań budowlanych, to była tzw. „scena ukraińska”, która była u nas bodajże przez trzy lata, i na muzyków tam grających sypał się tynk i wapno, bo to po prostu były rusztowania, które po rozebraniu zasuwały potem przy budowach. Dzięki temu, że uparcie i wytrwale powtarzaliśmy, że w tym roku robimy festiwal, mimo jakiegoś idiotycznego hejtu — przygotowania na dzień dzisiejszy pokazują, że jest to pełna profeska. Na tej scenie mógłby zagrać każdy zespół świata. Nie ma tu nic, co mogłoby sprawić, że jakiś zespół wyszedłby i powiedział: „no, ale czegoś mi brakuje”. Nie ma takiej możliwości – kontenery dla artystów, dla ludzi, którzy obsługują ten festiwal, to jest po prostu top. Warunki jak w hotelu pięciogwiazdkowym, zrobione zawodowo. Stąd to miejsce, tylko że proszę wiedzieć o jednym: wszystko musimy przywieźć, wszystko musimy wywieźć – od A do Z. To jest puste pole, tutaj nigdzie wtyczki w nic nie włączymy i nie odkręcimy kranu z wodą. To wszystko musimy przywieźć i to jest taką najbardziej trudną stroną logistyczną, ale mamy to zapewnione, żeby tej wody w żadnym momencie nigdzie nie zabrakło. W związku z tym też wiemy, że możemy to zrobić. Jest taki festiwal „Burning Man” w USA, który odbywa się na pustyni, tam również musisz wszystko przywieźć, w nic się nie wepniesz. Także to pokazuje, że można to zrobić, a my udowadniamy całemu światu, że to jest publiczność zahartowana, że ci, którzy tu się wybierają, wiedzą, gdzie jadą. Uprzedzamy: załóżcie coś ciepłego, bo noce są chłodne, ten mróz tu od rzeki ciągnie, ale cała reszta to jest wymiar absolutnie topowy, jeżeli chodzi o festiwal, o jego wizerunek i wszystko, co się na to składa. Jesteśmy gotowi, żeby to odpalić za kilka dni.
Gdy w maju byliście już pewni, że ten festiwal zmaterializuje się w formie plenerowej, jak wyglądała kwestia doboru wykonawców? Wiemy na przykładzie zeszłego roku, że lockdown w oczywisty sposób uniemożliwił przyjazd artystów, szczególnie z zagranicy, którzy nie mogli nawet pojawić się na naszym kontynencie.
Dokładnie tak jak mówisz, logistyka jest tutaj trudna i uwarunkowana właśnie tymi sprawami covidowymi. Limp Bizkit potwierdził rok temu, że będzie na naszym festiwalu, podobnie w tym roku potwierdzili, że jak tylko sytuacja wróci do normy, chcą u nas zagrać. Stany Zjednoczone są odcięte, Australia, z której mieliśmy niesamowitą kapelę – King Gizzard & the Lizard Wizard – pierwszy raz byliby w Polsce, ale nie mogą po prostu latać. Anglicy nie mogą, bo wracając, muszą mieć 10-dniową kwarantannę, w związku z tym to ich wycięło, tak jak i naszych fanów festiwalu, czyli Polaków, którzy pracują i mieszkają na Wyspach, którzy mówią: „kurna, Jurek, no nie możemy sobie na te dziesięć dni pozwolić”. Dlatego szukamy wśród rodzimych kapel, szukamy wśród kapel, które są dostępne z Europy i mogą u nas być i tak to się układa. Telefony, przypomnienie, nie ukrywam, że jedziemy tak jakby po swoich klimatach – czy to jest zespół Tabu, czy Łydka Grubasa, czy Bokka, Kasia Kowalska, Renata Przemyk – tutaj jakby nie odkrywamy jakiegoś niesamowitego spektrum absolutnie przebojowych wykonawców, to są wszystko artyści, których znamy i którzy występowali u nas, ale ludzie, biorąc wejściówki, nawet nie pytali się, kto będzie grał. Po prostu chcą być razem z nami.
Ja myślę, że takie festiwale, jak: Jarocin, Czochraj Bobra, Reagge w Ostródzie, to są festiwale, które muszą sprzedać bilety, muszą zapewnić tam atrakcje. Jakkolwiek, ludzie mówią, że po prostu są spragnieni, żeby być na koncercie, nieważne kto będzie grał, po prostu chcemy tam być. Ale to były telefony do wszystkich tych naszych przyjaciół, z którymi nam się dobrze gra, z pytaniem, czy przede wszystkim będą mieli ochotę. Później jest oczywiście Internet, który buduje festiwal od wielu lat, a więc cała nasza ekipa szukająca muzyków, głównie Bartek Stolarek, który się tym zajmuje. To on co raz podrzuca mi, każdego dnia mówi: „posłuchaj tego, tego, tego”, no i z tego słuchania nagle się okazuje, że mamy zespół Igorrr z Francji — muzyka niesamowita, połączenie wszelkich stylów, jak swego czasu Shaka Ponk, gdzie ta muza mile tak wszystkich zakręca. Morgane Ji to jest śpiewająca pani, która pochodzi gdzieś z wysp obok Madagaskaru, i tylko dzięki sieci ją widzimy, piszemy do niej, czy nie chciałaby zagrać na festiwalu. Jest jeszcze kapela Jahcoustix, do których jak się odezwaliśmy, to byli zadowoleni, że w ogóle ktoś się z nimi kontaktuje, jest to życie, pamiętają nasz festiwal [zespół wystąpił na festiwalu w 2011 roku – przyp. MW]. Czy Dirty Shirt, to jest kapela z Rumunii, którą myśmy już zabukowali rok temu, potem przyszedł Covid, ale to jest kapela, które gra metalowo, ale i folkowo, dają do wiwatu nieźle. Ale także takie zespoły, które pojawią się pierwszy raz, a z czego jestem bardzo zadowolony, bo dzwoniąc do zespołu Hańba! usłyszałem takie zdziwienie: „o Jezu, naprawdę chcecie nas zaprosić?” – no tak! To jest także dawno niegrany na naszym festiwalu zespół Dżem, o którym wiemy, że się zupełnie sprawdza. Czy Dubioza Kolektiv – to są Bośniacy, ludzie, którzy już na festiwalu zaistnieli, ale wiemy, że tym razem zagrają o 23:20, czyli nie otwierają, a kończą festiwal w piątkowy dzień, także to będzie bal niesamowity.

Ale także ważnym jest, co my robimy i jesteśmy w tym konsekwentni bardzo jako organizator festiwalu. Robimy Eeliminacje – i o ile one się nie odbyły w tamtym roku, bo jakby nie było takiej formuły, ale w tym roku to podtrzymaliśmy. To jest też tak, że dla tych wszystkich, którzy gdzieś w naszą stronę słali najróżniejsze złe opowieści, to znajdźcie drugich takich organizatorów, którzy to podtrzymali – wszystkie zaproszone kapele, które miały brać udział w Eeliminacjach, zostały ponownie zaproszone w tym roku i chyba tylko jedna wypadła z jakichś przyczyn obiektywnych. Wszystkie inne zagrały, i nagle z tych wszystkich ludzi, czy to jest: Nietrzask, WaluśKraksaKryzys, Decadent Fun Club, Cheap Tobacco, From Today, Kosmodrom, No Logo – to są zespoły, które zagrały na Eeliminacjach i teraz będą grały na Dużej Scenie festiwalu.
Mimo, że w tym roku mamy jedną — Dużą Scenę — to jest ta różnica, ale grają, tutaj jest ta konsekwencja, tu nic nie przepadło, nic nie uciekło. Eeliminacje to jest ten budulec, który tworzy festiwal. Ale to, co powiedziałem wcześniej, najpiękniejsze było to, że ludzie rezerwowali wejściówki, nie wiedząc jeszcze, kto będzie grał. Do tego jeszcze dochodzą koncerty na ASP, gdzie jest i Kapela ze wsi Warszawa, i chociażby muzyka jazzowa – EABS, która już u nas była, ale to jest nasza współpraca z Jazz Forum, już któryś raz Tides From Nebula – to jest po prostu niesamowita muza, świetnie się sprawdzająca. Trupa Trupa czy Conga Line to są takie atmosferyczne koncerty, które przypominam – wszystkie rejestrujemy, i potem z ASP mamy te koncerty na płytach, tak jak Kasia Kowalska, piękny koncert Urszuli, klimatyczny występ Renaty Przemyk, której koncert z ASP już wydaliśmy, a tym razem zagra u nas na Dużej Scenie. Więc dziać się będzie dużo, mocno i wszystkie te style muzyki przez te cztery dni prześledzimy, od rana do wieczora.