Prince zajmuje zazwyczaj miejsce w pierwszej dziesiątce największych gitarzystów elektrycznych wszech czasów. Z tym nie można polemizować, bo był po prostu geniuszem i to wielowymiarowym, na wielu muzycznych kierunkach. W szóstą rocznicę jego śmierci, za magazynem FarOut, przypominamy Mistrza i jego wyjątkowe purpurowe solówki.
Prince był muzycznym samoukiem. Ale już od małego wykazywał świetny muzyczny gust i jeszcze większy talent. Na początku lat 70. założył grupę Champagne, z którą grywał kawałki Sly And The Family Stone, The Temptation i Jimiego Hendrixa. To właśnie ci wykonawcy zaważyli na stylu Prince’a.
Przez niemal cztery dekady był jednym z najbardziej nowatorskich muzyków i producentów. Regularnie zdobywał nagrody Grammy, w 2004 roku został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame. Jego kompozycję „Give Me That Chocolate” włączył do swojego repertuaru sam Miles Davis, a Książę był kompozytorem wielu światowych hitów, znanych z innych wykonań, m.in. Sinead O’Connor, Madonny, Cindy Lauper, czy Chaki Khan. Prince ma na swoim koncie ponad 30 studyjnych albumów, a najbardziej twórczy okres miał w latach 90. kiedy to wydał 16 albumów w czasie jednej dekady.
Nie pisalibyśmy jednak o nim z takim pietyzmem, gdyby Prince nie był również genialnym gitarzystą. Każde gitarowe solo wykonywał z pasją i potężnym feelingiem, rozumiejąc, że najlepszym sposobem na osiągnięcie mistrzostwa jest zrozumienie istoty melodii. Chciało by się powiedzieć: stara, dobra szkoła Quincy’ego Jonesa. Może właśnie dlatego te solówki były później wykorzystywane przez innych artystów jako bardziej lub mniej dosłowne inspiracje.
Są setki świetnych solówek Prince’a dlatego to, czy wybrana przez serwis Farout piątka jest najlepsza, pozostaje kwestią otwartą. Dlatego też nie numerujemy ich tutaj, by nie sugerować, że któraś jest lepsza, a któraś gorsza. To by było bardzo ryzykowne i kompletnie subiektywne. Prezentowana piątka stanowi po prostu dokument jego wielkiego talentu i miłości do gitary. Zaczynamy od klasyka.
„While My Guitar Gently Weeps”
Prince dołączył tu do Toma Petty’ego, by uczcić pamięć zmarłego Beatlesa, George’a Harrisona, unikając pokusy śpiewania razem z frontmanem The Heartbreakers. Według wielu solówka Prince’a w tym wykonaniu jest lepsza niż Erica Claptona, a on sam oddaje sprawiedliwość George’owi Harrisonowi, przesycając swoją grą cały utwór. Solówka jest porywająca i wnosząca nowoczesną wrażliwość do klasycznej ballady Beatlesów.
„When Doves Cry”
Prince znany był z tego, że w studiu stosował awangardowe techniki. Tak też było w przypadku utworu „When Doves Cry”, w którym dokonał poprawek, które jeszcze bardziej podkręciły utwór. Jak wspominała realizatorka Prince’a Peggy McCreary: „Wyjął bas i powiedział: 'Nie ma nikogo, kto miałby odwagę to zrobić’. Uśmiechał się od ucha do ucha. Czuł, że to jest najlepsze i wiedział, że ma przebój… więc postanowił zrobić coś naprawdę odważnego”.
Co ciekawe, ten kawałek był jednym z ulubionych utworów Freddiego Mercury’ego, a na późniejszym albumie Queen, „A Kind of Magic”, znalazło się kilka świetnie wyprodukowanych gitarowych solówek Maya, które nieprzypadkowo przypominają tę z utworu „When Doves Cry”.
„American Woman”
Nie, Prince oryginalnie nie gra na tym nagraniu, ale pojawił się wraz z Lennym Kravitzem na scenie. Pod wieloma względami na żywo ten cover jest wierniejszy oryginałowi Guess Who. Kravitz przyznał wcześniej, że nie potrafił odtworzyć brzmienia oryginału, a czuł, że musi to zrobić, jeśli chce oddać sprawiedliwość piosence. I tak oto Prince wkroczył do akcji, oddając dramatyzm oryginału, dając jednocześnie porywający występ, który pokazuje, że Prince’owi równie dobrze wychodziło granie w roli sidemana, jak i bycie frontmanem.
„Why You Wanna Treat Me So Bad?”
„Why You Wanna Treat Me So Bad?” to pierwsze, niemal rockowe przedsięwzięcie Prince’a. Odpowiednio do tego, solówka gitarowa jest ostra i prosta emocjonalnie. Prince nakłada kolejne warstwy gitar, tworząc brzmienie pełne niebezpieczeństw i możliwości, które później wykorzystają m.in. Guns 'N’ Roses.
Purple Rain
Popisowy utwór Prince’a zawiera również jedną z najlepszych solówek gitarowych w jego karierze. Brzmiało to dobrze na płycie, ale na żywo było jeszcze wspanialsze, ponieważ artysta szedł tu na całość zarówno emocjonalnie jak i siłą wyrazu. Jak słusznie zauważył FarOut Magazine, Prince „pozwolił gitarze wyryć w utworze swoją duszę”.