(Concord Music Group)
Nie wpadłbym na pomysł nagrania płyty przez ten duet. Eric Johnson i Mike Stern to świetni gitarzyści, ale co miałoby ich połączyć? A jednak! Wystarczyła iskra zapalna, jaka przeskoczyła podczas wspólnego jam session w klubie Blue Note. Tytuły płyty znakomicie wyjaśnia zawartość albumu, bo jest tu różny repertuar i dwa jakże odmienne style grania: żywiołowy bop and roll Sterna, grany na tłustej barwie u którego źródeł jest wszakże blues, a z drugiej strony też czerpiący z bluesa, ale grany na lekkim przesterze elegancki wachlarz pasaży legato rozpięty na szerokich interwałach u Johnsona.
O ile jednak jazzujące partie Sterna są na typowym dla niego poziomie – zresztą, powiedzmy otwarcie: Mike zamiata tu tak, że nie wypada narzekać (w „Big Foot” prawie leci Edkiem VH!) – o tyle w grze jego gitarowego „przeciwnika” usłyszałem wiele nowych, intrygujących partii w improwizacjach (np. w „Wishing Well” czy także „Big Foot”), które pokazały mi Erica z zupełniej innej strony! Zasługa swingu? Efekt wzajemnych inspiracji podczas krótkiej, trwające tylko trzy dni sesji nagraniowej? Nie wiem, ale te zagrywki mnie zaskakują, brzmią bardzo świeżo i oryginalnie. Pierwsze skrzypce na płycie gra Stern, jego gitara wybija się mocniej z miksu, jest tu więcej jego kompozycji, ale zawsze uważałem Johnsona za gitarowego introwertyka i nie dziwi mnie, że stanowi tu przeciwwagę, nie stara się przegadać Sterna (co byłoby chyba zresztą trudne) i opowiada po prostu rzeczowo, swoją barwą i swoim językiem własne historie. Wspólnym mianownikiem obu jest na pewno Wes Montgomery, ale nie tylko. Przy czym oboje, co jest oznaką ich wysokiej klasy, starają się prowadzić dwujęzyczny dialog. Warto go posłuchać, a ja wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak znakomicie ułożyła im się ta współpraca!