Jeśli myśleliście, że znacie już najbardziej popaprane brzmienie przesteru dla prawdziwych piwnicznych trucore’owców, to byliście w błędzie. Apokalipsa nadeszła dopiero teraz!
Mam dla was jedną radę – gdy włączycie Apocalypse podczas występu, uważajcie na pogo pod sceną, bo w każdej chwili może wyrwać się spod jakiejkolwiek kontroli. Brzmienia Apocalypse karmią atawizmy młodszych fanów muzyki, z których dziki taniec i potrzeba transu są na poczesnym miejscu. Przypomnijmy jednak, skąd w ogóle taki produkt na rynku. Anonsowaliśmy go już miesiąc temu – to już szesnaście lat marki DBA, a dopiero teraz doczekała się obecności w świadomości większej liczby muzyków z Europy. Przypomnę, że w 2002 Oliver Ackermann założył niewielką pracownię w Williamsburg niedaleko Brooklynu. Właśnie tam zaczął budować pierwsze kostki. Następnie przeniósł rozwijającą się firmę Death By Audio na Brooklyn, do magazynu gdzie odbywały się artystyczne wydarzenia o smaku zakazanego owocu. Undegroundowe koncerty, performensy, wernisaże, grube imprezy… W takim właśnie klimacie produkty Oliviera do dzisiaj są ręcznie tworzone i udoskonalane. Przestaje nas zatem dziwić, że większość kostek od DBA to totalnie bezkompromisowy brzmieniowy odlot wielkiego kalibru. Apokalipsa nie może być mała, choć taki jest tytuł kultowej książki Tadeusza Konwickiego. Nasza Apocalypse jest duża, mogłaby być multiefektem, ale jest tylko i aż przesterem.
Na czym polega jego działanie? Otóż czysto wybrzmiewający przester przepuszczony jest przez jedno z pięciu ustawień i obwód EQ. Pojawia się dzięki temu ogromne spektrum intensywnych zniekształceń, od charczących overdrive’ów, przez brudne distortiony i nieokiełznane, przewalone fuzzy na granicy zatkania. Jest to tak naprawdę pięć wyjątkowych kanałów przesterowanych (Twin-T Scoop / War Fuzz / Dual J-FET / Octave Rect / Gain X1000), które nie biorą jeńców, jeśli chodzi o rockowy wygar. Możemy zapomnieć o pojęciu „kulturalny sound”, bo to co się tu dzieje, to gitarowy armagedon w pozytywnym (a raczej: kreatywnym) tego słowa znaczeniu. Wszystko poddane dodatkowo modulacji w pasmach poprzez equalizer o ekstremalnym zasięgu i nietypowym działaniu. Na początku jego skali mamy bass booster, przechodzimy przez kształtowanie środka (wyraźnie słychać pasma middle niskie i wysokie), by dojść do treble boostera, kompletnie już „zasiarczonego”. Zaoferowano nieprawdopodobne wręcz możliwości przesterowania sygnału, najbardziej odważne brzmienia overdrive i wyboru sposobu, według jakiego clipowany jest sound naszej gitary i wzmacniacza. Możemy użyć tej kostki jako boost dla solówek, jako DI box do nagrań, jako swoje główne gitarowe brzmienie (kto się odważy?!) lub nawet jako fuzz basowy czy też przepuść przez niego jakikolwiek inny instrument, aby nadać mu mięsiste brzmienie lub ożywić go. Właśnie, te modulacje potrafiłyby ożywić trupa, także ostrożnie z tym sprzętem, jeśli mamy próby koło cmentarza…