Wytłumacz, proszę, tytuł płyty – czy ta okładka w jakiś sposób z nim koresponduje?
Wojtek Pilichowski: [śmiech] Tak. Ale więcej nie zdradzę!
To opowiedz jeszcze o muzycznych gościach, jacy wzięli udział w nagraniach oprócz waszego podstawowego składu.
Wojtek Pilichowski: Ok, dla mnie takim świetnym akcentem na tej płycie jest piosenka, którą zaśpiewał Piotr Cugowski – w chórkach wystąpił Kuba Badach, to kompozycja Wojtka Olszaka. To jest płyta, która w 90% jest płytą instrumentalną i jest ta jedna wokalna perełka. Jeszcze kilka dni temu, będąc w Stanach, puszczałem ten kawałek i wyobraź sobie, że dla Amerykanów – ludzi, którzy nie rozumieją nic a nic z tekstu, utwór nagrał zupełnie innego wymiaru. Fajnie jest, gdy powstają piosenki po angielsku i wówczas sobie myślimy: ojej, jakież to międzynarodowe. Z drugiej strony nie wszyscy rozumieją Richarda Bonę, nawet Kameruńczycy – a cała masa ludzi zachwyca się tym językiem, w którym kompletnie nie wiadomo o co chodzi… Tak samo z piosenką, która jest zaśpiewana po polsku. Dla obcokrajowców ona ma swój przekaz i jak gdyby żyje swoim życiem. Myślę, że fani Richarda Bony wiedzą, o czym mówię. Bardzo się cieszę również z tego, że udało się namówić ludzi do zaśpiewania tego utworu właśnie w takim składzie, mówię ci – genialna sprawa!
Powiedz, jakich basów używałeś podczas sesji i jakie efekty wykorzystałeś? O tym, że gitary Mayones, to wiem, ale jakie modele? Była okazja do wykorzystania efektów Taurusa?
Wojtek Pilichowski: Tak jak powiedziałeś, mam te swoje mayonesy i te moje mayonesy są dla mnie czymś wyjątkowym, specjalnym i szczególnym. To absolutnie customowe instrumenty, robione dla mnie i zgodnie z moimi oczekiwaniami oraz dzięki wspólnej pracy z ludźmi z Mayo. Bardzo się cieszę, że jestem od lat związany z tą marką i widzę, jaką renomą te wiosła zaczynają cieszyć się na świecie. Wiesz, tak jak w Polsce są muzycy, którzy cieszą się i w swoje CV wpisują, że są użytkownikami wspaniałych basów Fodera, tak na Zachodzie są bardzo znani muzycy, którzy szczycą się tym, że są endorserami Mayonesa. Są to świetnie brzmiące, wyjątkowe gitary, ale używam nie tylko mayonesów. Na płycie, o której rozmawiamy, użyłem gitary Alembic, a w innym kawałku użyłem gitary Fender, także to, na jakim gram instrumencie, zależy oczywiście od tego efektu dynamicznego i brzmieniowego, jaki chcę osiągnąć w danym utworze. To pewna specyfika brzmienia. Płyta jest konsekwentna brzmieniowo, ale szerokie potraktowanie możliwości basu spowodowało, że nie baliśmy się sięgać po różne instrumenty.
Pytałeś również o Taurusa – tak, używałem także tych zewnętrznych efektów. One są dokładnie tym, czego potrzebuję, by wzbogacić moje podstawowe brzmienie, nie tylko na scenie, ale i w studiu. Mają bardzo dobrą jakość, true bypass, co jest absolutnie podstawową sprawą, no i mam wśród nich swój sygnowany kompresor [Taurus Tux – przyp. MW], który cieszy mnie najbardziej. Największą moją radością było to, że nie podczas sesji zdjęciowej albo innego popisywania się reklamowego, ale podczas koncertu, kiedy grałem przed Marcusem Millerem, to na jego podłodze zobaczyłem efekt Taurusa! Jest wielu światowych basistów, którzy z Taurusem nie są oficjalnie związani, ale regularnie używają ich efektów. Jednym słowem to jest kolejna polska firma, która ma ugruntowaną pozycję, jeżeli chodzi o to, jak są postrzegani na świecie przez muzyków. Myślę, że to właśnie jest największy szpan dla producentów, kiedy najlepsi muzycy używają ich gratów i wcale nie są do tego zobligowani umową.