Jak wspomniałeś, każdy z mayonesów to coś wyjątkowego, ale ja wiem, że specjalnie dla ciebie powstaje właśnie kolejny. Czy możesz powiedzieć coś więcej o tym najnowszym, jeszcze nieukończonym basie?
Wojtek Pilichowski: Tak, powstają teraz dla mnie dwa zupełnie nowe instrumenty. Jeden z nich będzie bardziej klasyczny, chociaż z nowymi historiami takimi jak zmodernizowany preamp, nowe przystawki, inne materiały, inne profilowanie tego drewna… A zatem zarówno elektronika, jak i kwestia typowo lutnicza ulegnie zmianie. Deska drugiego z tych instrumentów będzie wyglądała identycznie, natomiast jego progi będą krzywe.
[śmiech] Ok, kończąc zatem watek sprzętowy, powiedz jeszcze o Ashdownie PiBass 240. Mała rzecz a cieszy! Co to takiego jest?
Wojtek Pilichowski: Tak, to jest wzmacniacz, którego klasa – w sensie jakości – zaskoczyła nawet samego Ashdowna. Okazało się, że ten wzmacniacz waży jeszcze mniej niż waga podawana w reklamach! Ma 240 W mocy – jest tak mały, że można go schować do kieszeni pokrowca gitary basowej. Ja go teraz właśnie zacząłem zabierać i jeździć z nim po świecie, bo on jest wielkości efektu gitarowego. On już jest w produkcji i dystrybucji i ja mam już swoje egzemplarze w domu. Wiesz co, coś tam się im wymknęło spod kontroli podczas produkcji, bo planowaliśmy tani wzmacniacz, którego cena będzie wynosiła około 1300–1400 PLN i ja chciałem mieć wzmak, którym mógłbym służyć również innym muzykom, przede wszystkim w takim sensie, że będzie spełniał nasze oczekiwania brzmieniowe. Okazało się, że nawet ja nie przypuszczałem, że tak dobry może być preamp w tym wzmacniaczu, to jest jednostka, na której normalnie rejestruję czasami nagrania w studiu. To moim zdaniem o wiele lepszy preamp niż ten, który miałem w swojej poprzedniej sygnowanej głowie TT 500, tej z nielampową końcówką. Zupełnie nowy preamp, zupełnie nowa końcówka, nie oparta o żaden znany wcześniej model Ashdowna. Jest to też urządzenie do takiej codziennej pracy, bo wyjście słuchawkowe, które ma, niekoniecznie musi służyć do wpinania słuchawek, ale jeśli weźmiemy na próbę jakąś małą kolumienkę, np. 2 × 10, to doskonale sobie z takim zestawem poradzimy, a jeśli zechcemy mieć na scenie własny odsłuch, to również niezależnie od wyjścia głośnikowego w tym wzmacniaczu, w gniazdo słuchawkowe można wpiąć jakiś własny monitorek. Wzmacniacz jest na 8 Ohm, działa z dedykowaną kolumną na dwunastocalowym głośniku i skuteczność tego zestawu jest bardzo fajna.
Cieszę się, że razem z Ashdownem udało się nam wystrugać taki wzmacniacz, który, kurczę blade, jest tak uniwersalny, doskonale brzmiący i kosztuje poniżej 1500 PLN! Okazuje się, że wcale nie trzeba wydawać wielu tysięcy złotych, żeby się cieszyć dobrym dźwiękiem.
Jakie macie plany koncertowe z Woobie Doobie? Z pewnością będzie trasa, ale czy długa? Czy uda się wam skrzyknąć na koncerty, by fani i media miały okazję zobaczyć was po latach?
Wojtek Pilichowski: To niestety nie jest takie proste – tak jak już powiedziałem, jest nas pięciu i bardzo się cieszymy, że razem muzykujemy, ale wiesz, każdy z nas ma jakieś swoje plany… Bierzemy oczywiście poprawkę na to, że trzeba będzie zagrać razem koncerty, które mam nadzieję będą wydarzeniami, ale nawet moje plany teraz to oprócz Woobie Doobie moja solowa płyta, która jest obecnie przygotowywana w Stanach, jest jeszcze materiał Borysewicz/Kukiz… Jest trochę tych rzeczy, ale myślę, że tak czy inaczej już się odzywają jacyś ludzie, którzy chcą koncerty Woobie Doobie, więc… to nie będzie jakaś zatrważająco długa trasa, koncertów pewnie nie będzie wiele, ale na pewno będziemy grać koncerty, na pewno będziemy się pokazywać, żeby po prostu promować ten materiał.
Super! Mówimy tu o Woobie Doobie, o projekcie solowym, ale wspomniałeś o nagraniach z Kukizem i Borysewiczem, a ja chciałem właśnie zapytać, czy przypadkiem nie wyhamowałeś trochę jako muzyk sesyjny… Jak to wygląda teraz?
Wojtek Pilichowski: Wiesz, trochę się od tego nie da uciec… Ja naprawdę lubię to robić, lubię nagrywać piosenki, to jest też spełnianie się mnie jako muzyka. Nagrywałem teraz pewne rzeczy dla Roberta, który występuje jako producent różnych materiałów muzycznych, i spotykałem się dzięki temu z bardzo ciekawymi ludźmi, promotorami, muzykami, dowiaduję się o istnieniu świata, który odbiega trochę od naszego wyobrażenia o show-businessie, co jest fajne – to dla mnie wielka inspiracja i doświadczenie.
Dzięki za rozmowę i do zobaczenia na koncertach!
Wojtek Pilichowski: Dzięki i pozdrowienia dla czytelników TopGuitar!