Eugenio Mirti, wszechstronny włoski gitarzysta, nauczyciel i dziennikarz muzyczny opowiada o swoich inspiracjach, pracy dla Musory, ulubionych instrumentach oraz o tym, co stawia ponad technikę gry na gitarze. Rozmawiała Marta Ratajczak.
Kiedy i w jaki sposób po raz pierwszy zetknąłeś się z muzyką? Jak wyglądał początek Twojej przygody z gitarą?
Od kiedy pamiętam – zawsze kochałem muzykę, jednak na poważnie zainteresowałem się nią, gdy moja mama kupiła The Beatles 1962-66 – kolekcję wczesnych klasyków Beatlesów. W tym samym czasie (miałem około 14 lat) zacząłem grać na gitarze, głównie dlatego, że należałem wówczas do harcerstwa i to gitarzysta miał prawo wyboru piosenek, jakie śpiewaliśmy. Chciałem po prostu grać i śpiewać te, które najbardziej mi się podobały (i jednocześnie uniknąć tych wszystkich bzdur, które wszyscy wtedy uwielbiali!).
A jak przebiegała Twoja muzyczna edukacja?
Początkowo byłem samoukiem, później jednak poznałem niesamowitego jazzmana – Luigiego Tessarollo, który wciągnął mnie w muzykę improwizowaną. W tym samym czasie lubiłem też rocka i bluesa, więc podążałem ścieżką pełną różnorodności. Jako nastolatek we Włoszech mogłem oficjalnie studiować tylko muzykę klasyczną, tak więc chodziłem na wszystkie kursy mistrzowskie i warsztaty, jakie tylko mogłem znaleźć i myślę, że takie podejście, dość dziwne i nietypowe, pozwoliło mi później być bardziej oryginalnym.
We Włoszech mogłem oficjalnie studiować tylko muzykę klasyczną, tak więc chodziłem na wszystkie kursy mistrzowskie i warsztaty, jakie tylko mogłem znaleźć i myślę, że takie podejście, dość dziwne i nietypowe, pozwoliło mi później być bardziej oryginalnym
Obserwując Twoją twórczość, nie da się nie zauważyć, że jesteś bardzo wszechstronnym muzykiem. Poruszając się w szeroko pojętym obszarze jazzu, nie stawiasz twardych granic gatunkowych. Grałeś w wielu różnych zespołach, ocierając się o różnorodne gatunki i style gry. Czy definiujesz siebie jako muzyka jazzowego?
To co lubię w muzyce jazzowej to fakt, że bardzo często moi bohaterowie, a nade wszystko Miles Davis, byli w stanie przesunąć granice pieprząc tradycję, tak więc uwielbiam słowo „jazz” w tym sensie poszukiwania i eksploracji. Nie lubię jednak definiować siebie w jakimś gatunku, ponieważ kocham jazz, rock czy klasykę. Prowadzę również długie osobiste badania nad różnymi tradycjami ludowymi i myślę, że moja muzyka odzwierciedla wszystkie te wpływy. Definicje są narzędziem rynku, a nie muzyki.
To co lubię w muzyce jazzowej to fakt, że bardzo często moi bohaterowie, a nade wszystko Miles Davis, byli w stanie przesunąć granice pieprząc tradycję, tak więc uwielbiam słowo „jazz” w tym sensie poszukiwania i eksploracji