Bądźmy szczerzy. To nie Keith Richards napisał jedną z najciekawszych autobiografii rockowych, jakie ukazały się na rynku. Tę historię napisało samo życie, a on tylko, przy pomocy redakcji i korekty przeniósł ją na papier. Gdyby nie to, chyba nikt by mu nie uwierzył, że można mieć takie przygody…
Choć biografii Stonesów jest wiele i w zasadzie większość ich kariery jest doskonale znana, to co innego jest usłyszeć to wszystko z ust Keitha, poczuć jego wyjątkową narrację i dać się wciągnąć w ten kolorowy i groźny świat prawdziwego rockandrolla.
Za zgodą wydawcy prezentujemy kilka fragmentów książki, mając nadzieję, że te wyimki zachęcą Was do sięgnięcia po całą lekturę. Autobiografia Keitha Richardsa „Życie” ukazała się nakładem wydawnictwa Albartos, a kupić można ją m.in. TUTAJ
„Podczas wczesnych tras koncertowych wiele kilometrów pokonaliśmy drogą lądową. Przydrożne knajpy zawsze były interesującym ryzykiem. Trzeba było być na nie gotowym. Zatrzymywanie się w zajeździe dla kierowców ciężarówek w 1964, 1965 albo 1966 roku na głębokim Południu albo w Teksasie wydawało się o wiele bardziej niebezpieczne niż cokolwiek, co mogło się przytrafić w mieście. Wchodziłeś, a tam siedziała banda facetów, i powoli zdawałeś sobie sprawę, że twój posiłek w towarzystwie ostrzyżonych na jeża kierowców z tatuażami nie będzie należał do przyjemnych. Nerwowo dłubiesz w talerzu. 'Och, może poproszę to na wynos’. Z powodu naszych długich włosów nazywali nas dziewczynkami. 'Jak leci, dziewczynki? Zatańczymy?’ Włosy… taka mała rzecz, o której czasem w ogóle się nie myśli, a która zmieniła kultury. Reakcje na nasz wygląd w niektórych częściach Londynu nie różniły się więc od tego, jak witano nas na Południu. 'Cześć, skarbie’, i takie tam. Była to nieustępliwa wojna, ale wówczas nie myśleliśmy o tym w ten sposób. Wszystkie doświadczenia były wtedy nowe i naprawdę nie byliśmy świadomi, jakie może mieć to dla nas konsekwencje. Powoli się do tego przyzwyczajaliśmy. Zauważyłem, że jeśli dostrzegli gitary i wiedzieli, iż jesteśmy muzykami, nagle wszystko było w porządku. Do przydrożnego zajazdu lepiej wziąć ze sobą gitarę. 'Czy możesz coś zagrać, synu?’. Czasem tak robiliśmy: wyjmowaliśmy gitary i śpiewaliśmy za kolację.”
Wystarczyło jednak przejść przez tory, żeby otrzymać prawdziwą lekcję. Gdy graliśmy z czarnymi muzykami, opiekowali się nami. Było mniej więcej tak: „Hej, chcesz się dziś zabawić? Spodobasz się jej. Nigdy jeszcze nie widziała kogoś takiego jak ty”. Witali nas, karmili i załatwiali nam dziewczyny. Biała strona miasta była martwa, ale po drugiej stronie torów bujało. Jeśli znałeś czarnych kolesiów, byłeś w porządku. Niesamowita nauka
„Nauczenie się, jak zwalić kogoś z nóg, zamiast samemu dostawać bęcki, zajęło mi sporo czasu. Długo byłem ekspertem od tego, jak brać w tyłek. Potem udało mi się załatwić jednego osiłka. Ta chwila była dla mnie magiczna. Miałem dwanaście albo trzynaście lat. W jednym momencie jestem na celowniku, a w następnym szybkim ruchem powaliłem tego dryblasa. Upadł na skalny ogródek i małą grządkę z kwiatkami. Poślizgnął się, glebnął, a ja na niego wskoczyłem. Kiedy się biję, oczy zasłania mi czerwona kurtyna. Nic nie widzę, ale wiem, gdzie mam uderzać. Bez litości, stary, but poszedł w ruch! Odciągali mnie prefekci i w ogóle. Jakże nisko upadają wielcy! Nadal pamiętam, jaki byłem zaskoczony, gdy ten koleś upadł. Nadal widzę mały skalny ogródek i bratki, które przygniótł. Nie pozwoliłem mu się podnieść. Kiedy już leżał, atmosfera na szkolnym boisku zdecydowanie się zmieniła. Poczułem się tak, jakby znad mojej głowy zniknęła wielka chmura. Moja reputacja po tym wydarzeniu wyzwoliła mnie od lęku i stresów. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, jak wielka była ta unosząca się nade mną chmura. Nastał jedyny czas w moim życiu, kiedy czułem się dobrze w szkole, głównie dlatego, iż mogłem odwdzięczyć się za przysługi, które byłem winien kilku chłopakom.”
Mały brzydal Stephen Yarde – nazywaliśmy go „But”, bo miał ogromne stopy – był ulubionym obiektem zaczepek wszystkich osiłków. Ciągle go dręczyli. Zdając sobie sprawę, jak to jest czekać na lanie, wstawiłem się za nim. Zostałem jego opiekunem. Mówiłem: „Nie przypierdalać się do Stephena Yarde’a”. Nigdy nie chciałem stać się duży, żeby móc bić innych, chciałem po prostu, żeby już się to więcej nie działo
„Jeśli mógłbym zdecydować, z jakiego trzymiesięcznego okresu w dziejach Stonesów znajdę pamiętnik, to wybrałbym właśnie ten, czas, gdy zespół dopiero się wykluwał. I znalazłem go – opisywał okres od stycznia do marca 1963 roku. Prawdziwą niespodzianką było to, że w ogóle prowadziłem wtedy jakiekolwiek zapiski. Dziennik obejmuje kluczowy okres, gdy pojawił się Bill Wyman, a może, co ważniejsze, jego wzmacniacz Vox, a Bill razem z nim, oraz czas, gdy próbowaliśmy złapać w sidła Charliego Wattsa. Notowałem nawet, ile zarobiliśmy na występach: funty, szylingi, pensy. Często wpisywałem '0′, kiedy graliśmy za piwo na malutkich szkolnych potańcówkach na zakończenie semestru. Odnotowałem też: 21 stycznia, klub Ealing: 0; 22 stycznia, Flamingo: 0; 1 lutego, Red Lion: £1, 10 s. Przynajmniej graliśmy koncerty. Dopóki występujemy, życie jest piękne. Ktoś do nas dzwonił i rezerwował koncert! Serio, rany! Musimy coś robić dobrze.”
Kradzieże w sklepach, zbieranie butelek po piwie i głodówka były na porządku dziennym. Zrzucaliśmy się na struny do gitary, naprawy wzmacniaczy i lamp. Utrzymanie tego, co mieliśmy, było niezwykle drogie
„Sprawiłem sobie smitha & wessona kalibru .38 Special. To był Dziki Zachód i nadal tak jest! Kupiłem tę spluwę z amunicją na stacji dla ciężarówek za dwadzieścia pięć dolców. Tym samym zacząłem mój nielegalny związek z tą szacowną firmą. Nie ma mnie w ich dokumentacji! Całkiem spora grupa facetów, z którymi podróżowaliśmy, miała broń. Pracowałem z pieprzonymi twardzielami. Pamiętam też drugą stronę. Kałuże krwi wypływające z garderoby i uświadomienie sobie, że ktoś tam dostaje bęcki i lepiej się w to nie mieszać. Najgorszym horrorem jednak było pojawienie się gliniarzy. Zwłaszcza za sceną. Trzeba było widzieć, jak niektóre zespoły biorą nogi za pas. Wielu kolesiów, którzy byli w trasie, uciekało przed policją z takiego lub innego powodu. Prawdopodobnie za małe wykroczenia, niepłacenie alimentów albo kradzieże samochodów. Nie pracowaliśmy z aniołami. Byli dobrymi graczami, potrafili wpadać na koncert i zniknąć wśród innych minstreli. Cwani skurwiele.”
Za kulisami pojawiał się oddział policji z nakazem aresztowania kogoś, kto grał na gitarze w jakimś zespole. Wyglądało to jak łapanka do wojska. O mój Boże! Panika… Pianista Ike’a Turnera pędzi schodami w dół
„Myślę, że mogę powiedzieć w imieniu Stonesów, iż nie obchodziło nas, czego chcieli ludzie. Na tym polegał nasz urok. Tych kilka rockandrollowych kawałków, które znalazły się na Beggars Banquet, wystarczyło. Poza Sympathy for the Devil i Street Fighting Man na Beggars Banquet w zasadzie rock and rolla nie ma wcale. Stray Cat jest utworem trochę funkowym, ale reszta to folk. Nie potrafiliśmy pisać na zamówienie, powiedzieć sobie: 'Potrzebujemy rockandrollowej piosenki’. Mick próbował tego później z jakimiś pierdołami. Czysty rock and roll nie był najciekawszym aspektem Stonesów. Na scenie graliśmy dużo rock and rolla, ale wcale nie nagrywaliśmy wielu takich kawałków. Chyba że wiedzieliśmy, iż mamy perełki, takie jak Brown Sugar albo Start Me Up. Dzięki temu żwawsze numery naprawdę się wyróżniały na tle uroczego tła
złożonego z naprawdę wspaniałych piosenek, takich jak No Expectations.”
Nie chodziło o to, żeby słuchacz dostał między oczy. Nie graliśmy heavy metalu. To była muzyka.
„Wielkim odkryciem końca 1968 roku i początku 1969 roku było granie na gitarze z pięciostrunowym otwartym strojeniem. To zmieniło moje życie. Stonesi najbardziej znani są z tego, jak grają riffy i piosenki – Honky Tonk Women , Brown Sugar, Tumbling Dice, Happy, All Down the Line , Start Me Up i Satisfaction. Również Flash. Czułem, że doszedłem do ściany. Myślałem, iż zwykłe strojenie gitaryjuż nic mi nie daje. Przestałem się uczyć, nie uzyskiwałem dźwięków, które chciałem uzyskać. Już wtedy przez jakiś czas eksperymentowałem ze strojeniem. Wybierałem inne strojenie głównie dlatego, że pracowałem nad jakąś
piosenką i słyszałem ją w głowie, ale nie potrafiłem uzyskać odpowiedniego brzmienia z konwencjonalnego strojenia, nieważne, jak usilnie próbowałem.”
Chciałem też wrócić do przeszłości i przenieść na gitarę elektryczną sposób gry wielu starych gitarzystów bluesowych, ale jednocześnie zachować prostotę i bezpośredniość, która ich cechowała – ten pompujący napęd, który słyszy się, gdy bluesmani grają akustycznie. Proste, zapadające w pamięć, mocne dźwięki
„Ostatecznie ani Mick, ani ja nie sprzedaliśmy zbyt dużo naszych solowych albumów, ponieważ ludzie chcą Rolling Stonesów, prawda? Ale przynajmniej nagrałem dzięki temu dwie wspaniałe rockandrollowe płyty i zyskałem wiarygodność.”
Mick wyszedł do ludzi i próbował sam zostać gwiazdą pop. Wyszedł, powiesił swoją flagę i zaraz musiał ją zdjąć. Nie cieszę się, że tak się stało, ale nie byłem zaskoczony. Na dłuższą metę wiedział, że musi wrócić do Stonesów, żeby na nowo się zdefiniować – po odkupienie.
Nasza czwórka poleciała na Fidżi, gdzie zatrzymaliśmy się na prywatnej wyspie. Urządziliśmy piknik na plaży. Poszliśmy z Ronniem popływać, podczas gdy Josephine i Patti zajęły się lunchem. Był hamak i chyba Ronnie leżał w nim pierwszy, gdy suszyliśmy się po kąpieli. Stało tam drzewo. Zapomnijcie o palmie. Było to sękate niskie drzewo, które wyglądało jak pozioma gałąź. Oczywiste dla mnie było, że ludzie tam siadają, ponieważ kora była zdarta. Gałąź była jakieś dwa metry nad ziemią. Siedziałem więc sobie na tej gałęzi, schłem i czekałem na lunch. Usłyszałem: 'Lunch gotowy’. Przede mną znajdowała się kolejna gałąź i pomyślałem, że się jej złapię i łagodnie zeskoczę na ziemię. Zapomniałem jednak, że moje dłonie nadal są mokre i jest do nich przyklejony piasek. Kiedy więc złapałem tę gałąź, natychmiast ją puściłem. Wylądowałem na piętach, przewróciłem się do tyłu i uderzyłem głową w pień. Mocno. I tyle. Wtedy zbyt dużo o tym nie myślałem. 'Czy wszystko w porządku, skarbie?’ 'Tak’. „Więcej tego nie próbuj!” Dwa dni później nadal dobrze się czułem i popłynęliśmy łodzią na wycieczkę. Woda była gładka jak lustro, ale wypłynęliśmy trochę dalej w morze i pojawiły się wielkie pacyficzne fale. Josephine siedziała z przodu i powiedziała: och, spójrz na to. Poszedłem więc na dziób, przyszła fala, poleciałem do tyłu, tylko na siedzenie, ale nagle coś mi się stało’
Pojawił się oślepiający ból głowy. Powiedziałem, że musimy wracać. Nadal jednak myślałem, że to nic
wielkiego. Ból stawał się jednak coraz silniejszy. Nigdy nie boli mnie głowa, a jeśli już boli, to wystarczy aspiryna i po wszystkim. Nie miewam bólów głowy. Zawsze współczuję ludziom takim jak Charlie, którzy cierpią na migreny. Nie wyobrażam sobie, jak to jest, ale wtedy musiałem czuć coś podobnego.”
Później usłyszałem, że miałem szczęście, iż nastąpił ten drugi wstrząs, ponieważ ten pierwszy spowodował pękniecie czaszki i mogło minąć wiele miesięcy, zanimbym to odkrył albo umarł. Mogło nastąpić krwawienie pod czaszką. Drugi wstrząs sprawił, że wiadomo było, iż coś jest nie tak.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Albartos i można ją kupić TUTAJ