W pięknym wieku 102 lat zmarł Bill Pitman, gitarzysta i basista znany z pracy z grupą fenomenalnych sidemanów z Los Angeles, Wrecking Crew. Pitman zmarł w swoim domu w La Quinta w Kalifornii. Wiadomo, że niedawno z powodu upadku złamał kręgosłup.
Jak podaje serwis Far Out, Urodzony w 1920 roku Bill Pitman dorastał w Nowym Jorku, gdzie zdobył sławę jako gitarzysta jazzowy. Po II wojnie światowej przeniósł się do Los Angeles, gdzie studiował kompozycję w Los Angeles Conservatory Of Music. W 1957 roku Pitman rozpoczął pracę jako muzyk sesyjny, szybko stając się jednym z najbardziej pożądanych przez Capitol Records muzyków. W latach 60. odniósł sukces jako członek legendarnej grupy nagraniowej The Wrecking Crew.
I ponownie, za Far Out. Nazywali ich „The Clique” lub „The First Call Gang” to grupa muzyków sesyjnych z Los Angeles, która zdefiniowała brzmienie lat 70. i przez wiele lat była znana pod wieloma różnymi nazwami. Choć The Wrecking Crew nie otrzymali żadnych wyróżnień jako zespół, to odegrali istotną rolę w produkcji pierwszych najważniejszych utworów rockowych wszech czasów. The Wrecking Crew jest uznawany za najczęściej nagrywany zespół w historii muzyki.
The Wrecking Crew pojawili się na tysiącach popularnych nagrań w latach 60-tych i 70-tych – w tym na „Mr Tambourine Man” The Byrds i „California Dreamin” The Mamas And The Papas, by wymienić tylko dwa. Pitman z „Ekipą wyburzeniową” (to właśnie oznacza po polsku „wrecking crew”) nagrywał dla największych nazwisk w muzyce, w tym Sama Cooke’a, Nancy Sinatry, The Monkees, Jamesa Browna, The Beach Boys no i Phila Spectora, z którym nagrywał przeboje „Be My Baby” The Ronettes, „The Way We Were” Barbry Streisand czy „Strangers In The Night” Franka Sinatry.
Jak wspominał Bill Pittman, to była niesamowicie ciężka praca: „Wychodzisz z domu o siódmej rano i jesteś w Universal o dziewiątej do południa. Teraz jesteś w Capitol Records o pierwszej, masz tylko czas, żeby tam dotrzeć, potem masz jingiel o czwartej, potem jesteś z kimś na randce o ósmej, potem The Beach Boys o północy, i robisz to pięć dni w tygodniu… Jezu, człowieku, wypalasz się”.
Wychodzisz z domu o siódmej rano i jesteś w Universal o dziewiątej do południa. Teraz jesteś w Capitol Records o pierwszej, masz tylko czas, żeby tam dotrzeć, potem masz jingiel o czwartej, potem jesteś z kimś na randce o ósmej, potem The Beach Boys o północy, i robisz to pięć dni w tygodniu… Jezu, człowieku, wypalasz się
Prawdopodobnie jego najbardziej znanym dziełem jest partia gitary akustycznej w utworze „Wouldn’t It Be Nice”, otwierającym kultowy album The Beach Boys „Pet Sounds” z 1966 roku. Po przejściu na emeryturę w 1989 roku, nadal hobbystycznie zajmował się muzyką, pozostając aż do śmierci w swojej ukochanej Kalifornii.