Czy ktokolwiek inny z gitarowych wirtuozów emanował taką radością z grania? Czy którykolwiek z wielkich zespołów tak dobrze bawił się na scenie? Czy jakaś inna kapela potrafiła dać tyle pozytywnej energii swoim fanom? Być może tak, ale to mało prawdopodobne.
Wszyscy przeżywamy teraz przedwczesną śmierć Eddiego, który pozostawił po sobie pustkę nie do zastąpienia. Pozostają wspomnienia i to właśnie jedno z nich chcemy wam dzisiaj zaoferować.
Wiadomo, że zespół Van Halen to był fenomen, w latach 80. porównywalny z The Rolling Stones jeśli chodzi o skalę zjawiska. Przynajmniej w Stanach zasłużenie byli na absolutnym topie. Jest jednak jeden aspekt, nazwijmy to emocjonalny, który wyróżniał ich od innych kapel. Nie ważne, czy w składzie z Lee Rothem, czy z Sammym Hagarem, ilością dobrych wibracji Van Halen mogliby obdarować wiele zespołów, ale oni je wszystkie zachowali dla siebie. Co było widać i słychać. Jak w tytule: to była sama radość!
Zobaczcie zresztą sami.
Van Halen – Best Of Both Worlds („Live Without A Net” New Haven, USA 1986)