Frank Zappa – Matki
W mieście Sunn Village, niedaleko Lancaster i pustyni Mojave założył swój pierwszy zespół THE SOUL GIANTS, który był jedynym grającym rhythm and bluesa w tym regionie, co nie bardzo podobało się miejscowym białym (zespól był „kolorowy”). Zespól THE MOTHERS wywodził się właśnie z niego i powstał w Dniu Matki w 1964 roku. Należeli do niego bębniarz Jim Carl Black – Czirokez z Teksasu, Basista Roy Estrada – pół Meksykanin, pół Amerykanin (obecny od lat pięćdziesiątych na rhythmandbluesowej scenie Los Angeles) oraz saksofonista Davy Coronado.
Od pięciu lat Frank również mieszkał już w Los Angeles i to tam okazało się, że znalazł w końcu własną drogę muzyczną i miejsce na świecie, choć przez policyjną nagonkę na „długowłosych” zmuszony został wyjechać w 1967 roku do Nowego Jorku, bo zabrakło dla niego pracy w hollywodzkich klubach. W połowie lat 60. Los Angeles ostro konkurowało z San Francisco zarówno ekonomicznie, jak i kulturowo. Ponieważ obiegowa opinia mówiła, że tylko we Frisco powstaje prawdziwa, wartościowa muzyka (THE GRATEFUL DEAD, czy JEFFERSON AIRPLANE) i wszyscy muzycy właśnie tam pielgrzymowali, Zappa zdecydował się na „folkowe” L.A. gdzie królowali THE BYRDS.
Plasował się z kolegami w subkulturze freaków, która była w opozycji do zmierzchających właśnie beatników oraz będących w sile hippisów, grając i wyglądając po trosze kabaretowo (przebieranie się na scenę), dadaistycznie (totalny misz-masz stylów muzycznych) i rockandrollowo (instrumentarium i podwaliny grupy).
Na początku nie było łatwo, bo jak wspomina, podczas sesji do pierwszego albumu grupy, „Freak Out!”, on sam i pozostali chłopacy słaniali się z głodu, nie mieli nawet centa na bułkę! Całą sesję uratował realizator Jesse Kaye z wytwórni MGM, z którą mieli kontrakt, a która nie wypłaciła im żadnej zaliczki. Jesse pożyczył „Matkom” 10 dolarów i zespół mógł się w końcu najeść, po czym nabrał sił by kontynuować nagrania.
Dziś, w dobie dostępności i nadprodukcji wszystkiego trudno sobie to wyobrazić, ale były czasy, kiedy chleb nie walał się po śmietnikach. „Freak Out!” był pierwszym dwupłytowym rockowym albumem na świecie. Bojąc się dalszych „udziwnień” szefowie MGM zmusili Zappę aby zmienił nazwę. Wybór padł na MOTHERS OF INVENTION i tak zostało na długie lata. Nowy zespół i jego repertuar, choć rockowy, był różny od tego, co stanowiło hippisowsko-folkową rzeczywistość połowy lat 60. w USA.
To niezrozumienie skutkowało czasami zabawnymi recenzjami krytyków, nie znających jeszcze pojęcia rock. Oto przykład z Detroit Free Press (1966):
„Rodzice, myśleliście, że Beatlesi byli źli. Przy muzyce Rolling Stonesów zatykaliście uszy. Sonny i Cher przyprawiali was o ból głowy. No cóż, jak to się mówi, niewiele jeszcze widzieliście tak naprawdę. Oto bowiem mamy tu zespół THE MOTHERS OF INVENTION z ich płytą pt. „Freak Out!”. Przybywają z Hollywood. Ubrani są strasznie. Mają brudne włosy i brody. Brzydko pachną. To nie do uwierzenia. Tak więc, drodzy Rodzice, kiedy następnym razem zjadą do miasta Beatlesi, Stonesi, czy Sonny i Cher, powitajcie ich z otwartymi ramionami”.