Marka Taurus, kiedyś kojarzona z topowym polskim sprzętem dla basistów, postawiła w ostatnich latach na gitarzystów, przede wszystkim za sprawą kolejnych generacji stompheadów. Ostatnim strzałem tej marki, który nieoczekiwanie stał się „everebody’s darling”, jest tajemnicze Servo – niepozorny efekt o możliwościach wykraczających poza wizje większości projektantów na świecie. Ta niepozorność to, jak się okaże, główna siła efektu, jego subtelne działanie posiada moc sprawczą i może być traktowane w kategoriach pionierskiej wynalazczości i innowacji. Wiem, to wielkie słowa, ale uważam, że uzasadnione.
Co to jest serwomechanizm, od którego wywodzi się nazwa Taurus Servo? To z grubsza układ wspomagający i sterujący działaniem systemów w taki sposób, by można je było precyzyjnie kontrolować manualnie. Jakaś wartość pierwotna porównywana jest z wartością przetworzoną przez serwo (sterowane przez nas), a różnica (uchyb) podawana jest w postaci korekty ponownie na wzmacniacz. Umożliwia to kontrolę nad mocą, regulację pracy układu czy poszczególnych jej parametrów, w zależności od typu urządzenia. Wspomaganie układu hamulcowego lub kierownicy w samochodzie to najprostszy przykład wykorzystania serwomechanizmu w praktyce. Sam pomysł na ideę tak działającego efektu powstał przypadkiem i pierwotnie miał być takim mikrostudiem masteringu dla gitarzystów. Adam Kozakiewicz, szef i producent, został poproszony przez zaprzyjaźnionego właściciela studia nagraniowego o to, by spróbował stworzyć coś, co pozwoli gitarzystom otrzymać efekt gitarowego masteringu dostępnego z poziomu pedalboardu. Chyba się udało – genialność pomysłu zawarła się w prostocie, a rezultat przekroczył oczekiwania pomysłodawców. Po ograniu Taurusa Servo wyraz swojemu zaskoczeniu dali najbardziej znani polscy gitarzyści i realizatorzy (by przytoczyć tylko kilku):
Piotr Łukaszewski: „W moim wypadku Servo powoduje, że Kemper gra teraz zdecydowanie bardziej żywo i lampowo. Doskonałe do nagrań gitary czy basu bezpośrednio do kompa”. Grzegorz Skawiński: „Można by powiedzieć, że gitara dostaje drugie życie, dźwięk po prostu oddycha”.
Jacek Gawłowski: „Niezwykła kostka porządkująca brzmienie wzmacniacza gitarowego i wprowadzająca niezwykłą witalność brzmienia. Polecam wszystkim gitarzystom”.
Jeśli mamy już mniej więcej pojęcie o nazwie oraz idei powstania efektu, możemy przejść dalej.
Budowa
Długo zastanawiałem się, jak podejść do testu Taurusa Servo. Podstawową sprawą było to, jak opisać urządzenie z jednym potencjometrem, jednym przełącznikiem i z niezbyt oczywistymi dla „pobieżnego” słuchacza efektami akustycznymi. Zacznijmy od spraw namacalnych. To mała kostka, nieco mniejsza niż standard Boss czy MXR, zasilana napięciem między 9 a 12 V o dowolnej polaryzacji. Oznacza to, że kostkę można zasilać napięciem o wartości ujemnej lub dodatniej, a zatem będzie chodzić pod każdym zasilaczem o prawidłowej wartości bezwzględnej napięcia. Co ciekawe, mamy tu także zaimplementowany układ DC assistant, który chroni efekt przed utratą sygnału w przypadku odłączenia zasilania lub zbyt niskiego napięcia (mniejszego niż 6V). Efekt zostaje wówczas automatycznie przełączany do trybu bypass! Estetycznie nawiązuje on do „białej” linii efektów Taurus, czyli ostatniej generacji, skupiającej w sobie cztery dekady doświadczenia firmy. W zasadzie od pierwszego wejrzenia wiadomo, co do czego służy. Charakterystyczny i jedyny chicken head (servo gain) odpowiada za regulację intensywności działania efektu (jakiego, to się jeszcze okaże), a przełącznik boost aktywuje tor delikatnie przesterowany (lekki crunch), podbijając jednocześnie lekko głośność sygnału. Do tej pory mamy zatem dwa w jednym, ale to nie koniec, bo w części o brzmieniu ujawni się jeszcze jeden sympatyczny efekt. Servo marki Taurus uzależnia od siebie tak jak najlepsze pogłosy czy delaye, ale niesamowite jest to, że działanie tej kostki nie zawsze słychać, jeszcze trudniej je opisać, a rezultaty akustyczne są bardziej wrażeniowe, psychoakustyczne, niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni.
Brzmienie
Na pierwszy ogień idzie gitara elektryczna. Aby jak najlepiej odczuć działanie efektu, trzeba rozpocząć od drugiej strony, czyli włączyć go od razu, grać, grać i spróbować wyłączyć. Efekt będzie taki, że odechce się nam grać bez Servo, to jest działanie totalnie uzależniające, ale niegroźne dla organizmów uzależnionych – żeby wszystkie używki miały tak pozytywne skutki jak nasz efekt… A zatem na początek kanał czysty i wzmacniacz Blackstar Series One 10. Przy delikatnej grze palcami praca Servo uwydatnia się najbardziej na dźwiękach cichych, granych delikatnie, pozostawionych swojemu wybrzmiewaniu. Nabierają one kolorów, wypełniają przestrzeń materią muzyczną barwami właściwymi gitarze, na której gramy, wzbogacają jej brzmienie. Nie wzmacniają jednak pasm, to nie jest żaden filtr ani korekcja, nazwałbym to raczej ogólnym podrasowaniem tonu, bardziej słyszalnym na nutach i akordach cichych niż na tych dynamiczniejszych. Co za tym idzie, można ten efekt uznać za wyrównywanie szans dźwięków, spajanie konstrukcji muzycznej w jeden gitarowy ciąg zdarzeń o jednorodnie wzbogaconym kolorycie. Im dalej odkręcamy potencjometr servo gain, tym efekt jest bardziej czytelny, a poza połową skali dochodzi złudzenie delikatnej kompresji, która polepszy wybrzmiewanie dźwięków, ale też arcysubtelnie podbija atak (nie ma więc mowy o typowej kompresji, która działa na parametr attack kosztem release lub odwrotnie). Te odczucia będą już mniej intensywne przy włączonym przełączniku boost, który dodaje drapieżności, chropowatej ostrości. Gdy gramy bardziej siłowo, dynamicznie albo z dodatkowym przesterem, jest tak samo – im więcej zniekształceń, tym działanie Servo mniej słyszalne. Gitara akustyczna również bardzo polubiła się z tym efektem. Ze względu na fakt, że wszystkie składowe harmoniczne są w akustyku czytelniejsze i podane jak na dłoni, można powiedzieć, iż Taurus Servo nadaje brzmieniu pełniejsze barwy, dźwięki są bardziej tonalne i nasycone. Nasza gitara otrzymuje też szerszy oddech, zaczyna brzmieć przestrzenniej. Być może są to te walory akustyczne, które gitara akustyczna traciła zawsze poprzez jej nagłaśnianie, być może niepozorna kostka z Sopotu zbliża nas do prawdziwego, naturalnego brzmienia gitary, uniezależniając ją od tego, czy jest ona plugged, czy unplugged. Podsumowując, Taurus Servo to brakujące ogniwo w naszym pedalboardzie, o którym nie mieliśmy nawet pojęcia, że go brakuje i które zaleca się wpinać jako pierwsze w łańcuchu, nawet przed kostkami korekcji pasm.