Adam Malicki jest dziewiętnastolatkiem, który nagrał właśnie drugą płytę, na której gościnnie wystąpił… Paul Gilbert. To jednak nie przypadek – Adam gra na gitarze jak jego o wiele starsi i bardziej doświadczeni koledzy, a świadomość muzyczna pozwala na komponowanie i pisanie dojrzałych, świetnych kawałków.
Koncertował w USA, gdzie grał m.in. u boku Grega Howe’a, a legendarny klub Whisky a Go Go otworzył dla zespołu ONE swoje podwoje. Warto poznać tego młodego artystę, a o polską gitarową przyszłość, jeśli jest ona w tak jasnych barwach, możemy być spokojni.
Maciej Warda: Jesteś idealnym przykładem na to, że indywidualne lekcje u zawodowych gitarzystów to najlepsza nauka i najlepsze efekty. Kto ciebie uczył, zanim poznałeś Paula Gilberta?
Adam Malicki: Moim pierwszym nauczycielem gitary była Aga Malicka, która uczyła mnie również gry na pianinie. Wtedy uczyłem się popowych i rockowych utworów, np. Santany. Następnie brałem lekcje u Michała „Mad Mike’a” Jabłońskiego. To u niego zacząłem rozumieć teorie skal i improwizacji. Dodatkowo Michał mi pokazał wiele ćwiczeń technicznych, które pozwoliły mi się rozwijać właśnie w tym kierunku. Pamiętam, że na początku największym wyzwaniem był „Cupid’s Dead” grupy Extreme, a potem „Holy Wars” Megadeth…
Później szlifowałem warsztat u Ryszarda „Sygita” Sygitowicza, miałem też odskocznię jazzową u Piotra Lemańskiego. Ostatnim już etapem nauki był wyjazd do Stanów Zjednoczonych. W Musicians Institute poznałem wiele ciekawych muzyków i czerpałem z każdej chwili przebytej w tamtym miejscu. Największy wpływ miał wtedy na mnie Bill LaFleur, który ma niesamowitą wiedzę muzyczną i, co najważniejsze – kompozytorską.
Ile czasu poświęcałeś kiedyś na grę i ćwiczenia? Ile miałeś lat, gdy najbardziej intensywnie trenowałeś?
Adam Malicki: Od dwunastego roku życia zacząłem grać na gitarze na poważnie. Godzinami siedziałem nad ćwiczeniami z pentatoniką i skalami modalnymi. Przez kolejne lata zdołałem uzyskać niezłą sprawność obydwu rąk i wtedy zająłem się ćwiczeniami time’owymi, jak i również kompozycją i improwizacją. Nieraz bez przerw grałem – na stojąco, bo nie ćwiczę na siedząco – po trzy godziny jedną sesję ćwiczeń. Potem mała przerwa i tak zbierało się dziennie sześć godzin z gitarą. Wtedy jeszcze ciężko było pogodzić naukę z muzyką, więc nieraz odrabiałem lekcje, a wprawki ogrywałem, stukając w biurko.
W przeszłości uczestniczyłeś w kilku międzynarodowych gitarowych konkursach. Czy teraz dałeś sobie już spokój z takimi zawodami?
Adam Malicki: To na pewno był dla mnie fajny okres. Jednak dziś przede wszystkim przeznaczam swój czas zespołowi. Dopiero co wypuściliśmy nowy album, więc trzeba być w formie! Nie ukrywam też, że już zbieram pomysły na kolejne utwory. Oprócz ćwiczeń również dochodzi aktywność w sieci, której nie mogę odpuścić.
Masz poważne zadatki na solowego shreddera, ale postanowiłeś założyć zespół i występować pod szyldem ONE. Dlaczego taka decyzja?
Adam Malicki: Dzięki! Jednak to, co lubię najbardziej, to pisać utwory, przeżywać kompozycje. Dlatego też na nowym albumie są utwory, które można zanucić, starałem się jednak skomplikować harmonicznie, aczkolwiek w ten sposób, by stworzyć atmosferę, a nie wprawiać w podziw zaawansowaniem matematycznych myśli. Wychowałem się na muzyce Beatlesów, ale i też Deep Purple i Led Zeppelin. Shred dopiero doszedł później. Próbuję to ułożyć w logiczną całość. Oczywiście w solówkach trzeba było trochę przyłoić!
Czy biorąc udział w Gilbertowskim „Fuzz Universe Tour” przewidywałeś, jakie będzie miało to konsekwencje dla twojego grania i rozwoju?
Adam Malicki: Nie miałem bladego pojęcia, że od tego momentu moje życie tak się potoczy! Dzięki temu poszedłem do Musicians Institute, poznałem Gilberta, Jeffa Bowdersa, Juna i wiele innych fantastycznych osobowości. Jak widać, jest to najlepszy przykład efektu motyla!
Jak doszło do nawiązania osobistych kontaktów z Paulem Gilbertem i współpracy z nim?
Adam Malicki: Wszystko się zaczęło podczas warsztatów Paula w Progresji 2010 roku. Wtedy miałem okazję pojamować z Paulem i porozmawiać o muzyce. Polubił mój styl gry i od tamtego momentu byliśmy co jakiś czas w kontakcie mailowym. Gdy udałem się w 2013 roku do M.I., to wybierając lekcje pierwszego dnia, zauważyłem, że Jeff prowadzi tam co dwa tygodnie warsztaty perkusyjne. Jeff Bowders? W tym samym budynku co ja? Nie mogłem odpuścić takiej okazji! Pewnego razu, gdy był w M.I., pokazałem mu płytę „Njoyin” i opowiedziałem o mojej nauce i Gilbercie. Gdy znów się spotkaliśmy, powiedział mi, że album jest „awesome” i że lubi vibe naszego zespołu. Następnie mu opowiedziałem mu o nowych kawałkach i zapytał, czy byłby chętny do nagrania bębnów na nowy album. Powiedział, że może się uda! Nagraliśmy pierwsze kawałki niespełna rok później z poleconym przez Jeffa inżynierem dźwięku – Junem Murakawą, i basistą Dave’em Filice’em. A ponieważ Jeff i Jun od zawsze współpracowali też z Paulem Gilbertem, to wspólnymi siłami zapytaliśmy się, czy nie zagrałby kilku solówek na naszym albumie. Jak widać i słychać – zgodził się!
Płyta „Świat świętych krów” to gitarowy konkret – słychać na niej wyraźnie wpływ Paula Gilberta. Chodzi przede wszystkim o frazowanie i formę, ale nie tylko. Został twoim prawdziwym mentorem?
Adam Malicki: Gilbert jest zdecydowanie moim gitarowym guru! Śledziłem jego współpracę z Racer X, Mr. Big i też jego solową karierę. Najbardziej słychać to w utworze „Hołd”, który jest, jak nazwa wskazuje, hołdem dla gitarzystów. Większość riffów jest zagrana w metodzie „string skipping” i są też Gilbertowskie zagrywki. A wisienką na torcie jest ekstraorbitalne solo Paula Gilberta!
Jaki wpływ na aranże i ostateczny kształt płyty miał Jun Murakawa, postać odpowiedzialna za płyty m.in. Soundgarden, Nine Inch Nails, Toto?
Adam Malicki: Jun ma niesamowite ucho w sprawach miksu i brzmienia. Gdy brakowało dołu, to zaproponował dodać to pasmo połączeniem gibsona i wzmacniacza Nailor… Właśnie jego doświadczenie i instynkt muzyczny wiele dodała w brzmieniu „Świat świętych krów”.
Opowiedz jeszcze o gościach na płycie. Są to przecież postacie światowego formatu!
Adam Malicki: Tak jest! Paul Gilbert – absolutny wirtuoz gitary, niesamowity muzyk, który współpracował z gwiazdami wielkiego formatu (Mr. Big), jak i wprawia w zachwyt koneserów instrumentu swoimi solowymi płytami. Jeff Bowders – to jest Paul Gilbert perkusji! Zarejestrował tony swoich partii perkusji dla rzeszy zespołów, od Shakiry przez Paula Gilberta do Larry’ego Mitchella. Mentor wielu wschodzących gwiazd perkusji. Dave Filice – światowy basista z wybitnym feelingiem! Dzielił scenę z Run DMC, Bono i The Edge, Richie Kotzenem i wieloma innymi. Last but not least – Junichi Murakawa. Tak jak powiedziałeś, jest odpowiedzialny za dźwięk w kapelach jak Soundgarden, Nine Inch Nails albo Trent Reznor.
Czy Paul zmobilizował cię do jeszcze intensywniejszych ćwiczeń? Niektóre twoje zagrywki na płycie to chyba bardzo wysoki stopień trudności!
Adam Malicki: Zdecydowanie! Paul był zawsze moją maszyną do mobilizacji. Chociaż gdy czasem go oglądałem, to wręcz opadały mi ręce… Dużo czasu poświęcam ćwiczeniom i cieszę się, że efekt jest dobry!
Jakie techniki albo zagrywki są twoimi ulubionymi? Może masz jakiś utwór albo rozgrzewkę, którą najbardziej lubisz grać?
Adam Malicki: Zazwyczaj przed graniem stosuję serię ćwiczeń na rozciąganie rąk, ramion, pleców i nóg. Podczas ćwiczeń pracuje całe ciało, więc trzeba je do tego przygotować. Do tego zaliczam ćwiczenia Johna Petrucciego i perkusisty Travisa Barkera. Następnie rozciągam już palce na gryfie ćwiczeniami gitarzysty Dream Theater, jednak dodatkowo włączam delay z jednym uderzeniem, aby zawsze wiedzieć, czy jestem w timie. Potem już mam opracowany swój zestaw ćwiczeń, który ma moc elementów, więc streszczając się, powiem o jednym poświęconym utrzymaniu groove’u. Ustawiam w komputerze loop na dwa takty. Podczas pierwszego taktu leci metronom z ćwierćnutami. W drugim takcie jest cisza. Wtedy ustawiam delay na wartość dokładnie jednego taktu. Wtedy zaczynają się schody! Gram rytmy, podczas gdy jest cisza, a potem odsłuchuję sygnał z delaya, który nakłada się na bicie metronomu. Jest to niezwykle efektywne ćwiczenie, lecz z początku również dosyć frustrujące! Wpadłem na to, oglądając wideo instruktażowe Victora Wootena.
Grasz na gitarach Dean. Chodzi o ich drapieżny wygląd czy po prostu tak dobrze brzmią? Jakie modele konkretnie posiadasz?
Adam Malicki: Gitara Dimebaga widnieje na zdjęciach naszego zespołu, jednak nie jest to moje główne wiosło. Ta gitara jest przede wszystkim do cięższych brzmień i nie za dobrze sprawuje się w czystych partiach. Dodatkowo profil w kształcie V nie należy do wygodnych. Moim głównym wiosłem to Gibson Les Paul Custom – istna fantazja brzmieniowa. Uwielbiam na nim grać riffy i melodie. Jednak do solówek i stroju D używam Ibaneza RG 1570, który jest zdecydowanie najwygodniejszą gitarą, jaką posiadam. Ma też jaśniejsze brzmienie niż gibson, co sprawia, że lepiej ją słychać na koncertach.
Współpracujesz jakoś bardziej oficjalnie z którymś z producentów sprzętu?
Adam Malicki: Póki co nie mam podpisanych żadnych umów z producentami sprzętu, jednak przyzwyczaiłem się już do pewnych akcesoriów i kostek. Używam np. ultexów Trapezoid 1.00, strun Elixir, przesterów Fulltone’a i wzmacniacz Orange Rockerverb 100 z kolumną 4 × 12 tej samej firmy (niezwykle ciężką!).
Czy w studiu też na nich grałeś? A może w Los Angeles dostałeś do ręki jakieś inne niesamowite instrumenty?
Adam Malicki: W studiu najczęściej sięgałem po mojego gibsona, jednak niektóre partie zarejestrowałem również na deanie i ibanezie. Za to w Los Angeles nagrywaliśmy w studiu Keitha Nelsona z Buckcherry, który uchodzi za kolekcjonera vintage’owych gitar i wzmacniaczy. Dlatego też na płycie są zarejestrowane ścieżki gitary Rickenbacker, strat z lat sześćdziesiątych lub Gibson Gold Top z końca lat pięćdziesiątych. Do tego używaliśmy też vintage’owych marshalli i butikowych wzmacniaczy firmy Naylor albo Matchless. Istny raj!
Jak wyglądały twoje muzyczne zakupy w ostatnim czasie? Chodzi mi o sprzęt, nie o płyty.
Adam Malicki: Ostatnio kupiłem sobie kaczkę Dunlopa sygnowaną nazwiskiem Jimiego Hendriksa. Dla mnie jest idealna! Wyśmienity sweep i nie za dużo górnych frekwencji. Kupiłem też kilka sprawnych aplikacji muzycznych na androida które sprawiają, że mogę ćwiczyć zawsze i wszędzie – Chord!, iReal Pro albo Metronomics. Adam świetnie sprawdził się jako hardrockowy wokalista. Jak wpadłeś na to, by to on właśnie wyśpiewał drugą płytę ONE? Kiedyś supportowaliśmy Golden Life na koncercie. Miałem wtedy też okazję zagrać w jednym utworze solówkę. Po koncercie pogadaliśmy o muzie i był to mile spędzony czas. Gdy mieliśmy zagrać na koncertach przed Black Label Society, okazało się, że nasz wokalista jest niedyspozycyjny, zadzwoniliśmy wtedy do Adasia, czy byłby chętny zagrać z nami dwóch koncertów. Wtedy powalił mnie na deski! Nie spodziewałem się takiej dawki energii i drapieżnego śpiewania! Publiczność szalała za sprawą jego frontmeńskich sztuczek. To było cudowne doświadczenie. Potem postanowiliśmy, że jego głos również powinien być zarejestrowany na taśmie! Adamowi ten pomysł również się spodobał i tak się zrobiliśmy!
Opowiedz o twoich inspiracjach. Co cię natchnęło na przykład do napisania rewelacyjnego „Sezamie mój”?
Adam Malicki: Dzięki! Pamiętam, że pisząc tę kompozycję, byłem w podłym humorze i chciałem napisać utwór, który opisałby tę sytuację. Dlatego są tam pokomplikowane progresje, np. w zwrotce (utwór jest w tonacji e mol) e mol – G dur – Fis Dur. Zaczęło się właśnie od tego riffu, zacząłem tworzyć ten utwór, a następnie skomponowałem już bardziej melancholijny refren i orkiestrowe solo.
A jak to wygląda od strony praktycznej – jak piszesz utwory, jak je zapamiętujesz, jak potem powstają kompletne kawałki?
Adam Malicki: Pomysły przychodzą zazwyczaj w nieoczekiwanym momencie i tak samo szybko odchodzą w zapomnienie, więc staram się uchwycić riffy albo w telefonie albo od razu w sesji. Najczęściej utwór zaczynam tworzyć od melodii bądź riffu, jednak ostatnio zrobiłem eksperyment i zacząłem od…wokalu!
Jak będzie wyglądał sezon letni zespołu ONE i jakie plany na jesień 2015 i wiosnę 2016?
Adam Malicki: Chcemy jak najwięcej koncertować! Uważamy, że najnowszy materiał jest zdecydowanie dojrzały dla sceny zarówno rockowej, jak i metalowej oraz progresywnej. Występujemy na Impact Festival w Łodzi i na Metal Hammer Festival u boku Dream Theater, Riverside i innych. Planów następny rok jeszcze nie mamy, ale ciągle tworzę nowe utwory, więc zobaczymy, co następny rok nam przyniesie
Jak wygląda koncertowy skład twojego zespołu? Przedstaw nam pozostałych zawodników.
Adam Malicki: Na koncertach występuje wokalista Adam Wolski, Aga Malicka gra na instrumentach klawiszowych, Piotruś Lekki rzeźbi na Flying V, Artur Olkowicz na basie, Adrian Łukaszewski fenomenalnie wymiata na perkusji, no i mnie na koncertach też nie zabraknie.
Wywiad z Adamem Malickim, gitarzystą One, ukazał się w czerwcowym wydaniu magazynu TopGuitar (TG 6/2015).