Z każdą kolejną płytą Machine Head przesuwa granice muzycznego ciężaru oraz własnych umiejętności technicznych i kompozytorskich, nagrywając złożone utwory o dużym ładunku emocjonalnym, wyrażającym się w miażdżących riffach, rozrywających duszę melodiach i przeszywających solówkach – te ostatnie są znakiem firmowym skrzydłowego gitarzysty, Phila Demmela.
[nggallery id=37]
Spotkaliśmy się z muzykiem podczas targów Musikmesse 2013, by wypytać go o jego muzyczną karierę, upodobania sprzętowe oraz przyszłość zespołu.
Mikołaj Służewski, TopGuitar: Długo zanim wstąpiłeś w szeregi Machine Head, grałeś w zespole Vio-Lence. Czy to tutaj spotkałeś po raz pierwszy Roba Flynna?
Phil Demmel: On grał w zespole Forbidden Evil, który miał próby obok nas, więc kojarzyłem go stamtąd. Później zasilił skład Vio-Lence i w ten sposób się poznaliśmy.
TopGuitar: Podobno grałeś również w zespole o nazwie Torque…
Phil Demmel: Tak, rzeczywiście! Kiedy z Vio-Lence odszedł wokalista, ja zacząłem śpiewać i z pozostałymi członkami zespołu zmieniliśmy nazwę na Torque. Zaczęliśmy też przestrajać gitary w dół i brzmiało to jak… Machine Head! [śmiech] Odszedłem z tego zespołu w 1998, ale zdążyliśmy do tego czasu wydać płytę u Mascot Records.
TopGuitar: Przed twoim przyjściem Machine Head grali muzykę bardziej hardcore’ową czy nu-metalową, podczas gdy „Through the Ashes of Empires” i kolejne płyty brzmią zdecydowanie bardziej thrashowo i heavymetalowo – czy to przypadkiem twój wpływ na kierunek stylistyczny zespołu?
Phil Demmel: Nie, wydaje mi się, że to ich własne doświadczenia doprowadziły ich do tego, zanim jeszcze dołączyłem do zespołu. Machine Head nigdy nie bało się próbowania nowych rzeczy. Nie było mnie jeszcze wtedy w zespole, więc nie wiem dokładnie, jak wyglądało podejmowanie tych decyzji, ale biorąc pod uwagę moje umiejętności oraz wspólną historię grania thrashu z Robem, klamka musiała zapaść dużo wcześniej.