O szybkościowym graniu na gitarze od lat mówi się, że umarło, albo umiera. Tyle, że podobnie jak z ze słynnych hasłem „rock is dead” ma to niewiele wspólnego z rzeczywistością. Ostatnie lata pokazały, że gitarowe wymiatanie ma się świetnie i zmierza w różnych kierunkach, a nowe filmiki z popisami pojawiają się jak grzyby po deszczu. Nie odpowiemy dzisiaj na tytułowe pytanie dokąd zmierza współczesna shredderka, ale pokażemy kilka przykładów, jak mniej więcej ten temat dzisiaj wygląda.
Shred gitarowy jest formą sztuki, charakteryzującą się tym, że gdy ktoś z wielkimi umiejętnościami robi to z wyczuciem stylu, muzyczna finezją i w odpowiednim utworze, to nie ma nic lepszego. Ale kiedy robi to ktoś, komu brakuje umiejętności, stylu lub po prostu samooceny, to chyba nie ma nic gorszego… Można być bardzo dobrym w danej technice i fatalnym w jej realizacji. Jeśli piosenka jest poświęcona temu, żeby ktoś mógł zagrać solówkę i jest ona nieprzemyślana albo niewyćwiczona, to jest to bardzo złe.
Ktoś kiedyś powiedział, że shredding to tylko etap, przez który przechodzą gitarzyści. Tak długo jak przechodzimy przez tę fazę i wychodzimy z niej po drugiej stronie, nie jest to złe. W takim wypadku można nigdy więcej nie popisywać się szybkością, ale opanowanie gitarowego warsztatu, którego dokonujemy w tym etapie, dobrze przygotowuje do grania każdej muzyki w późniejszym czasie. Grunt to aby w odpowiednim momencie swojej kariery przestać podporządkowywać komponowaną muzykę wrażeniu szybkości, chyba, że robimy to jak Vai – z feelingiem i wielką muzykalnością, albo jak Dimebag – z prawdziwą furią.
Od kilku lat dostrzegamy nową falę bardzo kompetentnych, wysoce zdolnych artystów, także z Dalekiego Wschodu, z Japonii i Korei Pd, którzy zdobywają internetową sławę i ewidentnie są właśnie w tej „fazie”. Japońskie i Koreańskie społeczeństwo ceni sobie bycie wysoce kompetentnym w każdej dziedzinie, ma to w DNA swojej kultury i takimi właśnie starają się być młodzi shredderzy i shredderki z tych krajów. Gitarowe wymiatanie nie ma jednak granic i na całym świecie można spotkać wirtuozów tego instrumentu. Posłuchajmy zatem kilku artystów, których wybraliśmy, a którzy w ostatnich dniach uraczyli nas swoimi dokonaniami.
Zaczynamy od świeżutkiej kolaboracji j-rocka z j-popem. Kotono, Hazuki i Lisa-X nagrały cover – a jakże – Polyphii. I wyszło im to całkiem nieźle.
A tu nasze odkrycie czyli Noah Crenshaw, prezentujący unikalny dub-stepowy konglomerat gry oraz tricków związanych z killswitchem oraz wajchą tremola. Trochę to cyrkowe, ale trzeba przyznać, że radzi sobie z tym tak swobodnie i efektownie jak Marcin Patrzałek z pukaniem w pudło gitary. No i jest to jego własny rozpoznawalny styl.
Tutaj jeszcze raz Noah Crenshaw wraz z całą zgrają współczesnych „szybkograczy” (m.in. Max Ostro i Bradley Hall), czy w absurdalnie wręcz przeładowanym filmiku składającym się z 25 części, w których udział wzięło 25 gitarzystów. Polecamy ten filmik jako kalejdoskop współczesnej „kanapowej” shredderki z kilkoma naprawdę niesamowitymi solówkami. Słychać na nim jednocześnie, że bardzo ciężko o nowe techniki i patenty na prędkość – sweeping, tapping cały czas na propsie!
Jung Joon-Young (ur. 21 lutego 1989) to południowokoreański songwriter, DJ radiowy, aktor, osobowość telewizyjna, no i gitarzysta. Jak wiadomo od djentu tylko krok do shreddu, zatem mamy w końcu coś dla fanów Meshuggah.
Ciekawostką jest to, że neoklasyczny shred wciąż żyje i mutuje, co oznacza, że może powstanie jeszcze coś wartościowego w tym gatunku. Oczywiście Daleki Wschód błyszczy tutaj ponownie i panowie Zhang Qing & Takayoshi Ohmura w prezentacji ESP zaprezentowali się z dobrej strony.
Bonus
Na zakończenie bonus, żeby nie było, że nam to umknęło. Kilka dni temu miała miejsce premiera utworu The Winery Dogs „Xandau”. Odetchnijmy więc od tych wszystkich gitarowych nowalijek i posłuchajmy klasycznego hard rockowego wymiatania w wykonaniu starych znajomych.