Tomasz Sadlak – naczelny basowy w HATE i Shodan. O pracy w studiu, powrocie na trasy, tajemniczych runach i tematach sprzętowych rozmawiała z nim Ilona Matuszewska.
Kolega z magazynu rozmawiał z Dominem w listopadzie 2021r., czyli tuż po premierze najnowszego dzieła HATE „Rugia”. Trochę czasu zatem upłynęło od wydania tego albumu. Jesteś zadowolony z tej płyty?
Zdecydowanie jestem. Największą uwagę zwróciłbym na fakt, że to mój pierwszy album, nad którym pracowałem wraz z HATE. Ta sytuacja właśnie sprawia, że jest dla mnie szczególny. Całość jest bardzo klimatyczna i w tej całej aurze udało się znaleźć miejsce na sekcje basu, która momentami gra wyłącznie w towarzystwie perkusji i wokalu. Zależało mi na tym, żeby na tej płycie bas wnosił coś więcej niż tylko niskie pasmo i podkreślenie głównych aranży.
Chyba każdy muzyk tak ma, że po pewnym czasie coś by tam pozmieniał, „ulepszył”…
Miałem pewien niedosyt związany z czasem, jaki mieliśmy przeznaczony na pracę nad gitarą basową, bo były to tylko 3 dni. To co zrobiłbym z perspektywy czasu inaczej, to na 100% przygotował więcej niż jedną wersję linii basu per kawałek. Finalnie mogę powiedzieć, że 80-90% końcowych partii powstawało tak naprawdę w murach Herz Studio pod okiem Adama.
Nagrałeś swoje partie w „Rugii” na gitarach basowych od Kameckiego. Jak się sprawdził Kamecki na tych morderczych zmianach tempa i skomplikowanych kompozycjach?
Gitara ta spisała się moim zdaniem rewelacyjnie szczególnie dzięki przygotowaniu jej przez lutnika Mikalaia Kisly z Warszawy, który w mojej ocenie rewelacyjnie zajmuje się sprzętem gitarowym. Co do Kamyka, to ta basówka ma coś totalnie innego w sobie, czego nie mogę znaleźć w żadnym innym basie. Od chwili gdy odebrałem Kameckiego, to właściwie moje główne wiosło. Można jednak powiedzieć, że to trudna miłość, bo od kiedy ją posiadam przeszła tonę modyfikacji, za które Paweł chyba chce mnie zabić (śmiech).
Co do Kamyka, to ta basówka ma coś totalnie innego w sobie, czego nie mogę znaleźć w żadnym innym basie. Od chwili gdy odebrałem Kameckiego, to właściwie moje główne wiosło. Można jednak powiedzieć, że to trudna miłość, bo od kiedy ją posiadam przeszła tonę modyfikacji, za które Paweł chyba chce mnie zabić
Same przetworniki zmieniałem spokojnie z 11-12 razy, testując różne układy 2xHB, 2xJ, 2xP, PJ, itd. oraz różnych producentów. W końcu trafiłem do firmy Hator. Nawinęli dla mnie dwa przetworniki typu P w obudowach soapbar. Od tej pory nie mam pytań, co do brzmienia tego instrumentu.
Testowałeś w trakcie nagrań jakiś inne basy? Może jakieś totalnie inne rozwiązania?
Tak oczywiście. Początek nagrań to testy basów i szukanie idealnie pasującego brzmienia. Nie inaczej było w przypadku nagrań do albumu „Rugia”. Napożyczałem basów od znajomych i finalnie mieliśmy mojego Kamyka, Spectora Legend 5 Alex Webster, Modulusa TBX (z tego co pamiętam), Warwicka Corvette 5, LTD F-415FM. Nagraliśmy ten sam fragment na każdej z tych gitar i zrobiliśmy sobie blind test. Po nim zostały dwa: Modulus i Kamecki. Oba brzmiały naprawdę rewelacyjnie, ale Kamecki miał w swoim soundzie to coś niepowtarzalnego i dobrze się to wpisało w brzmienie reszty instrumentów.
Na koncertach ogrywacie z HATE numery z „Rugii”. Jak reakcja publiki? Album wydaje się być bardziej black metalowy niż poprzednik, bardziej siarczysty…
Obecnie na żywo wykonujemy trzy numery z ostatniego wydawnictwa. „Wolf Queen” jest numerem otwierającym nasze koncerty i szczerze mogę powiedzieć, że ludzie chwytają ten utwór. Drugim jest „Exciles Of Pantheon”, który wg mnie jest najbardziej death metalowym kawałkiem na krążku, potrafiącym wywołać niezły młyn. Ostatnim jest tytułowa „Rugia”, która od pierwszych dźwięków przenosi publikę do innego świata. Ludzie bardzo dobrze ją znają, a długie dźwięki otwarcia zawsze wywołują owacje.
A jak to wygląda z perspektywy sceny – granie na żywo numeru 1:1, zgodnie z każdą nutą zarejestrowaną na płycie, zbliżony zestaw gratów do tych ze studia, czy jednak coś jeszcze modyfikujecie?
Rig studyjny różni się od tego, który ze sobą zabieram na sztuki. W Herzu testowaliśmy różne rozwiązania, bo po prostu mogliśmy to zrobić i nic nas nie limitowało. Na koncertach, na które niejednokrotnie latamy, nie mogę sobie pozwolić na zabranie heada i „lodówki”, od których się już szczerze odzwyczaiłem. Obecnie cały mój rig zamyka się w małym pedalboardzie.
Na koncertach, na które niejednokrotnie latamy, nie mogę sobie pozwolić na zabranie heada i „lodówki”, od których się już szczerze odzwyczaiłem. Obecnie cały mój rig zamyka się w małym pedalboardzie
Nie mniej jednak, to co jest odpowiedzialne za kreowanie głównego kolorytu brzmienia jest niezmienne i jest to Darkglass A.D.A.M. Wykorzystywałem go w Herzu oraz korzystam z niego na żywo. Dzięki temu sound na żywo jest zbliżony do tego, który słyszycie na albumie „Rugia”. To ten sam bas, ten sam efekt i ten sam basista.
Co do grania na żywo, to wymagająca sprawa. Moim zdaniem wymaga dobrej kondycji i szybkiego radzenia sobie z problemami. Co do kondycji, ważna jest nie tylko ta fizyczna ale również sfera psychiczna. Zupełnie inaczej widzisz te kwestie jak grasz 4-5 koncertów w małych odległościach i śpisz w hotelach, a zupełnie inaczej jest gdy grasz 26 z rzędu jeżdżąc w nightlinerze, z jedną niezmienną grupą ludzi. Jeśli chodzi o radzenie sobie z problemami, to trzeba być gotowym, bo właściwie wszystko może Cię zawieść w najmniej spodziewanym momencie. Czy to będzie kabel czy pęknięta struna, to trzeba robić wszystko, aby jak najszybciej wrócić na właściwe tory.
Obecny rok w końcu pozwoli na realizację planów koncertowych zbudzonych pandemią. Jakby nie patrzeć, HATE jest naszym „towarem” eksportowym. Wiem, że mieliście w planach trasy koncertowe w Stanach Zjednoczonych, w Azji…
W końcu wróciły trasy, na które czekaliśmy z utęsknieniem. Po trasie z I Am Morbid i Belphegor apetyt tylko rośnie. Pojawiają się też różne, nowe propozycje i tak jak wspomniałaś dopinamy obecnie sprawę trasy w Ameryce Północnej, bo prócz Stanów Zjednoczonych zagramy parę sztuk w Kanadzie. Pech chciał, że trasa w Azji nakłada się mocno z terminami tej w Ameryce i ten kierunek będzie musiał na nas chwilę poczekać. Nie mniej wydaje mi się, że w 2023 r. nie będziemy narzekać na nudę. Bezpośrednio przed trasą po Ameryce Północnej mamy również ogłoszoną trasę po Skandynawii wraz z Vaderem i Thy Disease. Trasa zaczyna się małym rozbiegiem na kilku koncertach w Polsce, na które oczywiście zapraszam.
Przygotowujecie się jakoś specjalnie na takie trasy – więcej ogrywania materiału, pracy nad kondycją?
Oczywiście! Przygotowujemy się przed każdym koncertem i trasą. Zawsze zastanawiamy się co zmienić, aby stworzyć jeszcze lepszy show dla naszych fanów. Niejednokrotnie spędzamy całe dni na ogrywaniu kawałków w różnej konfiguracji, żeby sprawdzić jak to działa. Tak jak wspomniałem wcześniej, wszyscy dbamy o siebie, by na koncercie nie zabrakło sił i żeby po paru kawałkach nie sapać jak po sprincie.
Wszyscy dbamy o siebie, by na koncercie nie zabrakło sił i żeby po paru kawałkach nie sapać jak po sprincie
Dużo pracy wykonujemy też w domu ogrywając materiał do metronomu, bo bez tego typu przygotowania nasze próby nie byłyby efektywne. Dodatkowo wszyscy mieszkamy w różnych miastach i na ogół ustalamy co przygotowujemy na próbę.
Moja kobieca ciekawość nie pozwoli nie zadać pytania o corpse paint. Symbolika czy tylko i wyłącznie wykreowany image?
Przede wszystkim jak robię makeup, to moja energia zmienia się. To pewien rytuał, który pomaga wcielić się w postać na scenie. Ja w elementach mojego makijażu mam zawartą odwróconą i prostą runę Fehu. Runa ta to według wierzeń pierwotny ogień, który jest początkiem wszystkich późniejszych działań ewolucyjnych. Sprawia, że człowiek staje się kowalem własnego losu. Fehu w pozycji odwróconej powinniśmy potraktować jako ostrzeżenie, iż napływa energia, która może wiele namieszać w naszym życiu, w związku z czym warto mieć się na baczności.
Jak robię makeup, to moja energia zmienia się. To pewien rytuał, który pomaga wcielić się w postać na scenie. Ja w elementach mojego makijażu mam zawartą odwróconą i prostą runę Fehu. Runa ta to według wierzeń pierwotny ogień, który jest początkiem wszystkich późniejszych działań ewolucyjnych. Sprawia, że człowiek staje się kowalem własnego losu. Fehu w pozycji odwróconej powinniśmy potraktować jako ostrzeżenie, iż napływa energia, która może wiele namieszać w naszym życiu, w związku z czym warto mieć się na baczności
Oprócz HATE grasz również w Shodan. Z tego co mi wiadomi nagrywacie nowy album?
Wraz z Shodanem jesteśmy na finishu tworzenia naszego trzeciego albumu. Podchodzimy do tego krążka bardzo ambitnie i realizujemy go przy udziale osób takich jak Filip „Heinrich” Hałucha i Arkadiusz „Malta” Malczewski. U Filipa zrobiliśmy obłędnie brzmiące bębny, bas oraz wokale. Arek był odpowiedzialny za całą inżynierię brzmienia gitar. Same surowe ślady kopią lepiej niż przy poprzednich produkcjach, tak więc wiążemy z tym materiałem nadzieję na fajny obiór. Dodatkowo muszę nadmienić, że Szczepan wykonał absolutnie tytaniczną pracę przy aranżowaniu utworów i partii. Całość kompozycji dodatkowo wsparliśmy samplami stworzonymi przez Michała „Neithana” Kiełbasę, który w swoim studio wyczarował dość unikatowe smaczki, ale to usłyszycie już na płycie.
Co bardziej Cię „kręci” – to surowe black metalowe brzmienie HATE czy bardziej deathowe Shodan?
Szczerze? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Najbardziej kręci mnie energia
w muzyce. Jeśli gram utwór w domu, czy na próbie i czuje, że jest w tym ta fajna iskra, to po prostu chcę to robić. Potem jak wychodzę na scenę, wiem co chcę oddać i pokazać publice. Jeśli spotyka się to z odwzajemnieniem, to wiem, że to co robię jest dokładnie tym co mnie „kręci”. Właśnie to mnie napędza. Uważam, że bez energii nie da się być autentycznym na scenie. Jeśli kiedyś czułbym, że zmuszam się do grania jakiegoś materiału, to będzie dla mnie znak, że może jednak trzeba spasować i zająć się czymś innym. Na szczęście obecnie oba zespoły dają mi tą wspomnianą energię i występując z nimi czuję, że żyję.
Szczepan Inglot stwierdził kiedyś w wywiadzie, że cechujesz się bardzo analitycznym podejściem do grania. Zgadzasz się z tym?
Jak najbardziej się zgadzam. Mamy zupełnie inne podejścia do muzyki. Szczepan jest osobą, która mocno bazuje na groovie, gra jak czuje i niejednokrotnie gdy pytam jak on to właściwie zagrał, to się chłopak musi napocić, żeby mi to wytłumaczyć. Dźwięki po prostu wychodzą „spod jego palców”. Ja z kolei lubię mieć wszystko rozpracowane w głowie. Lubię wiedzieć co ma być grane na każde uderzenie metronomu w takcie. Wtedy czuję kontrolę nad wykonaniem. I tutaj pojawia się to moje analityczne podejście do grania.
Lubię mieć wszystko rozpracowane w głowie. Lubię wiedzieć co ma być grane na każde uderzenie metronomu w takcie. Wtedy czuję kontrolę nad wykonaniem
Czas przejść do tematów sprzętowych. Kamecki – to już wiemy. Dlaczego właśnie wybrałeś tę markę?
Trzeba zwrócić uwagę na to, że na bas przesiadałem się z gitary i szczerze mówiąc wszystkie basy wydawały mi się strasznie niewygodne. Gryfy były dla mnie olbrzymie i zastanawiałem się czy nie powinienem zrobić czegoś przejściowego. Spotkałem się z Pawłem Kameckim, opowiedziałem o moich problemach z ogólnodostępnymi basidłami i wypracowaliśmy wspólny projekt, który zakładał wyścigową szyjkę gryfu przy zachowaniu basowej menzury. Tak właśnie trafiłem do Pawła.
Jakie cechy powinien mieć bas, by dźwignąć tak ekstremalną muzykę i brzmienia?
Nie uważam, aby były jakieś cechy uniwersalne. Basiści w metalu grają na przeróżnych modelach różniących się znacznie od siebie specyfikacjami. Należy nadmienić, że każde wiosło musi być dobrze ustawione i poprawnie serwisowane. Nawet najlepszy instrument może popaść w ruinę jeśli ktoś będzie się nim źle zajmować. Cieszę się tym bardziej, że mam osobę taką jak Mikalai, któremu mogę zaufać pod tym kątem i wiem, że moje wiosła poradzą sobie z trudami trasy czy też studia. Z drugiej strony ważne jest, aby wiosło działało w kontekście całego zespołu. Dla mnie ważne jest, aby to co gram było czytelne. Stawiam dużo na pasmo środkowe w tym instrumencie i jak łatwo się domyślić nie jestem zwolennikiem kręcenia basu na tak zwany „uśmiech Romana”. Dzięki temu bas świetnie dogaduje się z innymi instrumentami w projektach, w których gram.
Stawiam dużo na pasmo środkowe w tym instrumencie i jak łatwo się domyślić nie jestem zwolennikiem kręcenia basu na tak zwany 'uśmiech Romana’. Dzięki temu bas świetnie dogaduje się z innymi instrumentami w projektach, w których gram
W HATE są dwa mocno przesterowane wiosła, które mają naprawdę sporo kontentu basowego podczas odgrywania tłumionych dźwięków. W Shodanie gitara jest również ukręcona masywnie. W obu przypadkach postawienie na środkowe pasmo jest dobrym sposobem na to, żeby bas był obecny, ale nie dodawał niepotrzebnej buły. Tak jest natomiast u mnie i nie u każdego to się sprawdzi.
Jakie posiadasz modele basówek?
Tak naprawdę nie ma ich dużo. Pierwszym basem był customowy P. Kamecki SH-5, który wykorzystuje głównie w nagrywkach studyjnych i na live z HATE. Następnie kupiłem LTD F-415FM i to jest wiosło, z którego obecnie korzystam najwięcej w Shodanie podczas koncertów. Dodatkowo mam jeszcze Spectora Rex 5, który jest „rasowym” sprzętem wyburzeniowym do ścian, ale na którego nie znalazłem jeszcze pomysłu. Zobaczymy, może wypróbuje go z którymś składem na nadchodzących koncertach. Jest jeszcze Epihone Thunderbird Pro V, którego używam głównie w domu do ćwiczeń.
Z HATE nie używasz wzmacniacza i kolumny. To nietypowy setup dla metalowego grania. Nie brakuje ci jakiejś lodówki za plecami?
Przyłapałaś mnie. Rzeczywiście od około 1,5 roku nie wożę ze sobą wzmacniacza ani kolumny. Świat cyfrowych emulacji poszedł tak do przodu, iż nie uważam, żeby było to niezbędne.
Nie wożę ze sobą wzmacniacza ani kolumny. Świat cyfrowych emulacji poszedł tak do przodu, iż nie uważam, żeby było to niezbędne
Oczywiście najfajniej jest jak bas łamie żebra, ale niekoniecznie na scenie, gdzie w całym hałasie muszą się odnaleźć jeszcze inni muzycy. Postawiłem więc na odsłuch douszny ze słuchawkami Craft Ears i systemem Mipro MR-58, który jest spięty z efektem Darkglass A.D.A.M., o którym wspominałem już wcześniej. Do tego używam bezprzewód Line 6 G50. Poza tunerem właściwie nic innego nie ma w moim pedalboardzie i sprawdza się to jak do tej pory rewelacyjnie. Największą zaletą takiego rozwiązania jest również powtarzalność brzmienia niezależnie od tego gdzie gram, a to zapewnia bardzo duży komfort.
Dziękuję za wywiad.
Również dziękuję i oczywiście zapraszam na koncerty.