Nie jest zaskoczeniem, że Joe Bonamassa jest wielkim fanem Gary’ego Moore’a. Obydwaj zrewolucjonizowali gatunek zwany bluesrockiem i obydwaj nauczyli się fenomenalnie obsługiwać gitarę. W nowym wywiadzie dla Guitar World, Joe zauważył, że Gary Moore na scenie zmieniał się w „zwierzę”, mimo, że w prawdziwym życiu był „miłą i nieśmiałą” osobą.
We wspomnianej rozmowie Bonamassa stwierdził na początek, że album Gary’ego Moore’a „Still Got The Blues” był pod każdym względem przełomowy, a blues dzieli się na „przed/po” tej płycie: „Wszystko dzieli się na to, co było wcześniej i to, co nastąpiło później. Nie było nic podobnego do tej płyty. Jego rockowy materiał z Thin Lizzy i jego solowe albumy z lat 80. na to wskazywały.”
W jego przypadku postanowienie ’Chcę teraz nagrać płytę bluesową’ i zrobienie tego tak dobrze – w najdoskonalszy sposób połączył rock i blues – stworzyło nowy gatunek
Poproszony o komentarz na temat „wybuchowego ataku” Gary’ego podczas występów na żywo, Joe powiedział: „No cóż, przede wszystkim ta zapalająca rzecz, którą miał, siedziała w jego duszy. To były jakieś głębokie demony, które próbowały się egzorcyzmować, nawet gdy grał ciche rzeczy.”
Spotkałem go kilka razy, to był miły, nieśmiały człowiek, ale kiedy zakładał gitarę, wychodziło z niego zwierzę
„Myślę, że częścią tego brzmienia był także fakt, że był leworęczny, a grał prawą ręką. B.B King miał podobnie. Gdy ludzie to robią pojawia się właśnie coś w ataku, co go zmienia”.
Na pytanie, czy sprzęt odegrał rolę w ogólnym brzmieniu Gary’ego, Joe powiedział: „Cóż, widziałem go grającego na różnorakim sprzęcie. Widziałem go z DSL 2000 i brzmiało to jak Gary Moore. Widziałem go na wideo, jak grał na Twinsach (piece Fender Twin Reverb – przyp. red) i brzmiało to jak Gary Moore.”
Brzmienie było nierozerwalnie związane z jego dłońmi