O tej płycie nie da się pisać w kontekście tylko gitarowym. Muzyka trio Grzywacz/Nakamura/Penn zawarta na albumie „Black Wine” stanowi propozycję bardzo spójną artystycznie. Zawsze z zaciekawieniem, może nawet niepokojem i ekscytacją sięgam po płyty nagrane w arcytrudnej formule jazzowego trio. Jak w bachowskiej „Kunst der Fuge”, tutaj również potrzebna jest ogromna precyzja, koncentracja, ale przede wszystkim wspólny rezonans trzech osobowości, z których każda prowadzi swój głos w kontekście dwóch pozostałych.
W przypadku „Black Wine” od pierwszych taktów jasne staje się, że mamy do czynienia z muzyką inteligentną i bardzo frapującą do samego końca. Jako gitarzysta Maciej Grzywacz prezentuje grę bardzo zdyscyplinowaną, nie epatuje nas gitarowymi fajerwerkami. Godne podziwu, bo przecież techniki gitarowej mu nie brakuje i z pewnością nie łatwym było opierać się pokusie zaspokojenia gitarowego ego. Wszystkie partie instrumentów podporządkowane są tutaj muzyce. Yasushi Nakamura (kontrabas) i Clarence Penn (perkusja) to absolutnie pierwsza liga światowa. Muzycy mają na koncie współpracę z największymi współczesnego jazzu.
Nie wiem, jak długo dojrzewało „czarne wino”, ale cała jego zawartość związała się mocnym i bardzo wyraźnym bukietem, który długo zostaje na podniebieniach wszystkich „smakoszy” dobrej muzyki. „Black Wine” dołączam do mojej zapoczątkowanej przez Brada Mehldaua kolekcji płyt „Art of the Trio”, którą z przyjemnością rozszerzam co pewien czas o wybrane pozycje.
Grzegorz Ufnal