(Island Records)
„Songs Of Innocence to najbardziej intymny album, jaki kiedykolwiek nagraliśmy” – wyznaje Bono. Utwory dotyczą osobistych kwestii członków zespołu, takich jak relacja rodzica z dzieckiem. Okładka albumu autorstwa Glena Luchforda jest wizualną zapowiedzią charakteru płyty: perkusista U2, Larry Mullen Jr obejmujący swojego osiemnastoletniego syna. Jak przyznaje zespół, mamy tu do czynienia z metaforycznym, duchowym obnażeniem. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to jednocześnie jeden z najodważniejszych albumów Irlandczyków, bo któż, będąc jedną z legend rocka, zdobyłby się na taki mentalny striptiz, będąc świadomym swej sławy?
Otwierający płytę kawałek „The Miracle (of Joey Ramone)” to esencja U2. Dobry rockowy utwór z wpadającymi w ucho riffami gitarowymi, mocną linią basu i konkretną dawką perkusji. Nic dziwnego, że został pierwszym singlem promującym album. Mistrzostwem jest klip do piosenki – dużo efektów wizualnych i kolorów. Jak na prawdziwych rockmanów przystało, bez zbędnych elementów i przesadności. Tytuł kawałka nawiązuje do irlandzkiej ikony muzyki rockowej, zespołu The Ramones, którym U2 się inspiruje i którego fanem jest do dziś. Piękny hołd w postaci cudownej muzyki.
Szczególnie urzekające na albumie są ballady „Every Breaking Waves”, znana fanom już z trasy 360 Degrees, „Song for Someone” oraz „Iris Hold Me Close”, która jest swoistym hymnem dedykowanym matce Bono – Iris. Sam Bono wyznaje: „Jestem dłużny Iris. Jej nieobecność wypełniłem muzyką”. W chórkach utworu występuje wokalista Coldplay – Chris Martin, który niejednokrotnie podkreślał fakt, iż jego zespół inspiruje się muzyką Irlandczyków.
Wydaje mi się, że utwory „California” i „Volcano” zrobią na koncertach taką samą furorę jak kawałek „I’ll Go Crazy If I Don’t Go Crazy Tonight” z poprzedniego wydawnictwa „No Line On The Horizon” (2009) i pretendują do bycia hitami radiowymi, jeżeli zespół zdecyduje się choćby jeden z nich wydać w formie singla. Już wyobrażam sobie tłumy fanów wspólnie odśpiewujące na stadionie: „All I know and all I need to know is there is no end to love!” czy też „Volcano – You don’t wanna, you don’t wanna know!”.
W utworze „Raised by Wolves” wyraźnie słychać powrót do przeszłości. Instrumental przywołuje dźwięki drugiego albumu Irlandczyków „October” (1982), na którym usłyszeć można wpływy rocka i punku z lat siedemdziesiątych oraz elektroniki i elementy soulu specyficznych dla lat osiemdziesiątych. Zresztą nie sama muzyka, ale i okładka płyty nawiązują do pierwszych wydawnictw zespołu. Okładki płyt „Boy” (1980) i „War” (1983) przedstawiają małego chłopca, Petera Rowena, młodszego brata Guggiego – przyjaciela Bono z dzieciństwa. Obaj dorastali na Cedarwood Road, której nazwa pojawia się w tytule jednego z utworów na płycie. Bono opisuje to miejsce jako pełne przemocy – zarówno na ulicach, jak i w rodzinie. „Cedarwood Road ma zarówno ciemne, jak i jasne strony. Jak każde miejsce. Jak każdy człowiek” – wyznaje lider U2. Wsłuchując się w ten kawałek, niemożliwym jest nie usłyszeć wyśpiewywanych przez Bono emocji i ukrytej między wersami historii.
„Sleep Like A Baby Tonight” kojarzy mi się natomiast z utworem „Lemon” z płyty „Zooropa” (1993), ze względu na ten charakterystyczny falset Bono. Kawałek nietuzinkowy, podejmujący problem Irlandii z lat siedemdziesiątych, kiedy to kraj był zniewolony poprzez nadużywaną wszędy władzę, a której mroczne sekrety przyprawiały o zawrót głowy.
Jeżeli już doszukiwać się jakiegoś słabego punktu na „Songs of Innocence”, do którego mógłby się ktoś przyczepić, to może to być „There Is Where You Can Reach Me Now”. Faktycznie, po pierwszym odsłuchu może się wydawać, iż utwór ten jest zrobiony „na siłę”. Należy mu dać jednak drugą szansę, bo kryje w sobie naprawdę hipnotyczne brzmienia, a buntownicze wręcz „Soldier, soldier, we signed our lives away” prosi się, aby odśpiewać to razem z zespołem. Kawałek ten nawiązuje do zespołu The Clash, których koncert w Trinity College w Dublinie zrobił na U2 na tyle duże wrażenie, że odmienił ich mentalnie i być może gdyby nie to, to nie byliby dziś tym samym U2.
Bardzo intrygującą kompozycją jest kawałek wieńczący album „The Troubles” z gościnnym udziałem Lykki Li – szwedzkiej wokalistki indierockowej, której przygoda z U2 zaczęła się od niespodziewanego SMS-a, który wokalistka otrzymała od producenta Dangera Mouse’a: „Hej, chcesz zaśpiewać na płycie U2?”. Jak określiła to sama Lykke Li, współpraca z U2 była przypadkiem, a okazała się strzałem w dziesiątkę. Subtelny głos młodej Szwedki umiejętnie przeplata się z dojrzałą linią wokalną Bono.
Wyznacznikiem wartości muzyki Irlandczyków niech będzie nie liczba sprzedanych kopii albumu na całym świecie czy też niepochlebne opinie recenzentów, ale fakt, że wszystkie bilety na każdy z koncertów na nowej trasie U2 „Innocence and Experience Tour” planowanej na 2015 rok wyprzedały się w zdumiewającym tempie – dosłownie w ciągu kilku minut. Poskutkowało to tym, że zespół postanowił dodać jeszcze kilka dat w swoim grafiku koncertowym, choć i tutaj popyt był ogromny. Wszystkie bilety na koncerty we Francji były wyprzedane praktycznie minutę po godzinie, w której ruszyła sprzedaż. Wiem, bo sama próbowałam. Niestety, bezskutecznie.
Jak dla mnie – „Songs of Innocence” to pozycja wręcz obowiązkowa w domowej dyskografii. Trzeba jednak do niej dojrzeć. Jeśli ktoś oczekuje skocznych kawałków z bezsensownymi, nietrzymającymi się kupy tekstami o niczym, to nie ma tutaj czego szukać. Album jest swoistym wyznaniem, pełnym emocji i nie zawsze kolorowej prawdy, podejmuje niełatwe tematy, a do tego okraszony jest potężną dawką wspaniałych dźwięków i melodii.