6. Gary Moore „Still Got the Blues”
Po kilkunastu latach grania hard rocka w zespole Thin Lizzy i solo Gary Moore wrócił do korzeni – bluesa. Ten album z początku lat 90. to objawienie. Połączenie błyskawicznych pasaży i lejących się, wolnych dźwięków plus dobre kompozycje to znak rozpoznawczy tej płyty. Dodajmy do tego liryczny, pełen emocji śpiew. Bardzo brakuje Gary’ego. Dobrze, że zostawił po sobie swoje płyty. Na czele ze „Still…”
7. Tadeusz Nalepa „ZOL”
Mało znana i uważam, że niedoceniania płyta Nalepy z końca lat 70. Wokalami wymienia się tu z żoną Mirą. Pod względem gitarowym jest prosto, wręcz sterylnie. Ojciec polskiego bluesa cenił sobie Gibsona i Marshalla. Nie potrzebował więcej. Reszta to dramatyczne w wyrazie kompozycje i przepiękna, pełna emocji gra.
8. TSA „Live 1982”
Chłopaki z Opola „zamieszali” na początku lat 80. na naszym skostniałym nieco rynku muzycznym. Jeńców nie brali. Natomiast z płyty wychodzi i bije po zmysłach czysta, nieograniczona energia. Andrzej Nowak wielokrotnie później, w nagraniach z innymi muzykami udowadniał, że jego działania w TSA były poparte ogromnym talentem.