Miałem już do czynienia z combo, które radziły sobie dobrze z różnym instrumentarium i miały pozornie wszelkie predyspozycje, by być uniwersalne i utylitarne. Niespodziewanie jednak przysłowiowy „all in one” w postaci Peavey Vypyr VIP-1 przybył do Redakcji.
Peavey Vypyr VIP-1 na tyle mocno zaznaczył swoją obecność, że zaczęliśmy zastanawiać się, czy nie pozyskać go w jakiś sposób, aby na stałe obsługiwał przybywające na testy instrumenty. Po raz pierwszy oficjalnie zostało powiedziane, że małe i zgrabne combo nadaje się w takim samym stopniu do basu, jak i do gitary elektrycznej oraz akustycznej. Po zaznajomieniu się ze specyfikacją odkryjemy jednak, że mamy do czynienia z ośmiocalowym głośnikiem, który choćby wyskakiwał ze swoich ram, to nie napędzi basu w taki sposób, by nasze nogawki furczały. Poste prawa fizyki. W przypadku basu piec będzie zatem przydatny jedynie do domowych potrzeb (w tym naszych prób home recordingu) lub mniej ekspresyjnych prób. W połączeniu z gitarą elektryczną czy elektroakustykiem pozwoli jednak na zaskakująco wiele. Uprzedzając fakty, powiem, że Peavey Vypyr VIP-1 jest zaprojektowany dla rozrywki i zabawy, z czego wywiązuje się w 120%, oferując obok przykuwającego uwagę brzmienia siłę i moc, pozwalającą nawet na występy w niewielkich klubach. Tak, tak, doczekaliśmy czasów, w których nie trzeba targać na scenę dwudziestokilowego grata, by zabrzmieć poprawnie, a nawet dobrze.
Peavey Vypyr VIP-1 to kolejny krok do przodu w nagłaśnianiu naszej gitary, a brzmienie… brzmienie pochodzi z naszej ręki, z wyrobionego, aparatu, artykulacji, ataku, siły i pewności, reszta jest tylko upiększaniem. Zobaczmy, w jaki sposób ten „make up” czyni tytułowe urządzenie najlepszym przyjacielem gitarzysty.