Nie od dzisiaj zdarza się, że podczas koncertów publiczność „aktywnie” zakłóca występy artystów. Robi się to po to, by zwrócić na siebie uwagę gwiazdy, by publiczność pozazdrościła obecności na scenie, a ostatecznie chodzi o własną satysfakcję i próżność. Niestety, często odbija się to negatywnie na samym show, a ostatnio przekonał się o tym Bryan Adams.
Organizatorzy koncertów i służby bezpieczeństwa zawsze starają się zminimalizować takie incydenty i zapewnić, aby wszyscy mogli cieszyć się muzyką w bezpiecznym środowisku, nie zawsze jednak udaje się w porę przechwycić scenicznego intruza. Tak właśnie było w przypadku koncertu Bryana Adamsa sprzed kilku dni.
Podczas występu w Salt Lake City jakiś niezrównoważony fan wskoczył na scenę podczas wykonywania utworu „Summer Of ’69” i przejął mikrofon Adamsa, aby zaśpiewać za niego kilka wersów. To skłoniło zespół do przerwania gry, a ochroniarze klubu po kilku sekundach zepchnęli fana ze sceny. Wszystko dobrze się skończyło, ale wtargnięcia zawsze niosą ze sobą pewien element niepewności i niebezpieczeństwa. Adams później krótko poruszył ten temat w mediach społecznościowych, mówiąc: „Nie zaleca się rozwalania sceny”.